poniedziałek, 11 maja 2015

Rozdział II

Na drugi dzień obudziłam się 'normalnie', bez żadnych krzyków i strachu. Czułam się naprawdę wypoczęta.
Tylko zaraz, jak ja się tu znalazłam? No tak, Damon mnie tu przyniósł gdy usnęłam u niego w sypialni. Na wspomnienie czarnowłosego mężczyzny uśmiechnęłam się pod nosem. Jednak mój entuzjazm był jeszcze większy, gdy znalazłam w kieszeni swojej kurtki nasze wspólne zdjęcie, z przed kilku lat. Spojrzałam na 'małą mnie', a potem na Damona. W porównaniu do mnie, nic się nie zmienił. To wszystko było naprawdę dziwne, ale wierzę Damonowi i wiem, że wkrótce o wszystkim mi powie. Schowałam fotografie do pierwszej lepszej książki i zaczęłam szykować się do szkoły. Ugh, jak ja nie cierpię poniedziałków. Wyobrażałam sobie jak Elena opowiada o swoim sielankowym życiu, przy okazji mnie tym dołując. Nie miałam ochoty widzieć się z nikim, no może prócz Bonnie i Matta, którego nie dawno Elena rzuciła i nawet nie zdaję sobie sprawy jak bardzo złamała mu serce. Najchętniej poszłabym do Damona i spędziła z nim cały dzień. Może to dziwne, ale jest on mi naprawdę bliski i wiem, że jemu zawsze mogę zaufać. Rozmyślając, nawet nie zauważyłam, że jestem już ubrana. Ale tak, taka już byłam, bujająca w obłokach, mająca własny świat. Rozczesałam włosy i postanowiłam, że tym razem zepnę je w kitkę. Następnie umalowałam rzęsy tuszem, nałożyłam trochę pudru i już byłam gotowa. Wzięłam torbę z książkami i zeszłam na dół. W kuchni jak zwykle spotkałam mamę. Lubiła w niej przebywać i pichcić różne, pyszne rzeczy. Kochałam ją, mimo że rzadko jej to mówiłam. Wiedziałam, że od czasu kiedy odszedł mój ojciec, musimy się wspierać i sobie pomagać. Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ponieważ jestem jej córką a ona moją matką, ale mimo wszystko słowa 'wsparcie' i 'pomoc' stało się dla mnie jeszcze bardziej ważniejsze niż wcześniej. Nagle z zamyśleń wyrwał mnie głos mojej mamy,  która rozmawiała tak zacięcie przez telefon, że nawet mnie nie zauważyła. Miałam podejść bliżej w celu zjedzenia śniadania przy stole. Jednak jej 'dziwna' rozmowa mnie od tego odwlekła. Postanowiłam więc schować się za ścianą i przysłuchiwać się temu monologowi. Bo co jeśli to mój ojciec ?
- Naprawdę nie wiem co robić...Muszę powiedzieć Billowi prawdę albo chociaż jej część. Nie mogę inaczej, przecież wiesz. - w jej głosie było słychać zakłopotanie, ale jeszcze dziwniejsze było to, że w jej rozmowie było słychać tęsknotę. Skoro definitywnie nie był to mój ojciec, to kto inny ?
- Nie długo się przekonasz. - teraz przybrała dosyć uwodzicielski ton, co już w ogóle zbiło mnie z tropu. - Co u Caroline ? Nie zbyt dobrze, wciąż nie może się odnaleźć, a wieść że Bill wraca...załamała ją. - na chwile zamilkła przysłuchując się mężczyźnie po drugiej stronie słuchawki. Zaraz...skąd on mnie do cholery zna? Tym bardziej muszę się dowiedzieć kto to. Już miałam dość rozmowy mamy i prawdopodobnie jej kochanka. Teraz już wiedziałam, dlaczego mama tak szybko pozbierała się, po tym jak jej mąż wyjechał. Zwyczajnie znalazła sobie kogoś innego i miała rację. Ruszyła do przodu i była szczęśliwa, a dla mnie jej szczęście było najważniejsze. Ojciec gdyby nas kochał nie wyjechałby bez słowa wyjaśnienia. Gdy usłyszałam, że mama kończy rozmowę z tajemniczym mężczyzną, wtedy postanowiłam wejść do kuchni.
- Hej mamo! - powitałam ją z wielkim uśmiechem wymalowanym na twarzy. Odwdzięczyła się jeszcze bardziej promiennym uśmiechem ode mnie. Tak, zdecydowanie była szczęśliwa. Jednak ten ktoś nie dawał mi spokoju i musiałam dowiedzieć się co za jeden. Jedna rzecz mimo wszystko mnie zdołowała. Czemu wszyscy coś za mną utajają ? Ostatnio mam zbyt duży mętlik w głowie.
- Niestety, muszę już lecieć. Umówiłam się z Meredith. - powiedziała pośpiesznie, a ja prawie zakrztusiłam się herbatą. Mhm, już w to wierzę.
- Okej, nie ma sprawy. Zaraz sama wychodzę, więc zamknę drzwi. - starałam się przybrać jak najbardziej opanowany ton.
- Świetnie! - krzyknęła z zachwytu, co spowodowało że znowu zachłysnęłam się herbatą. - Miłego dnia, kochanie. - zdążyła powiedzieć te słowa, po czym wybiegła na dwór. Nagle zostałam sama i tym razem swobodnie myślałam o rozmowie mamy. Jedno jest pewne, jeszcze dziś muszę wykraść jej telefon. Odstawiłam naczynia do zlewu, zamknęłam drzwi na klucz, po czym skierowałam się do szkoły. Gdy już się w niej znalazłam, zauważyłam, że Elena Gilbert idzie w moją stronę. No cóż.. ten dzień nie będzie należał do miłych.
  - Elena jak miło cię widzieć. - uśmiechnęłam się sztucznie, co Gilbertówna odwzajemniła. Stanęła mi na drodze co tym bardziej utrudniało mi jej ominięcie.
- Nawet nie uwierzysz jak ci powiem co się wczoraj wieczorem wydarzyło.

Otóż na imprezie u Tylera bardzo się do siebie zbliżyliśmy i postanowiliśmy oboje być ze sobą. Wiem, że możesz pomyśleć, że to kolejny chłopak na góra miesiąc, ale przy nim czuję się inaczej niż przy innych, niedojrzałych chłopakach. Poza tym, zakochałam się w nim. Czuję, że to jest prawdziwe i odwzajemnione. - z podekscytowania aż podniosła ręce do góry, co wyglądało dość dziwacznie. No tak mowa była, na pewno o Stefanie Salvatore, który przyszedł do nas do szkoły od tego roku. Jednak on na nią nie zasługiwał.  Stefan był  świetnym przyjacielem nie to co Elena. Był mi bliższy, czułam że znam go już od dawna, przy okazji był bardzo przystojny. Chociaż przyznam, że zaciekawiła mnie tym tematem, zważywszy na to że ten chłopak podobał się też mi. Co do jej słów to nie byłam pewna czy rzeczywiście go kocha. Taka właśnie była Elena, odbierała mi to co było dla mnie najważniejsze. - To chyba dobrze ? - tylko na takie słowa było mnie stać. Nagle przypomniałam sobie, że przecież Stefan ma takie samo nazwisko jak Damon. Ciekawe czy są spokrewnieni.
- Nawet bardzo. - uśmiechnęła się sztucznie, tak jakby mówiła ' jeszcze ci pokaże na co mnie stać'.  - A tak właściwie czemu nie było cię na imprezie u Tylera ? - wyobraź sobie, że miałam lepsze rzeczy do roboty, pomyślałam. Czułam się jak na przesłuchaniu, gdy Elena zaczęła przyglądać się mi jak moja własna matka. Z wybawienia uratował mnie dzwonek na lekcje. Popędziłyśmy do klasy na lekcje geografii. Weszłyśmy jako ostatnie, a tuż za nami weszła pani Nolan, która ewidentnie wyglądała na smutną. Nagle spojrzała na nas, tak jakby chciała nam coś powiedzieć.
- Jak wiecie albo i nie, wczoraj zmarł pan Tanner. Wiem, że nie powinnam wam o tym mówić, ale muszę was jakoś ostrzec. A więc, pan Tanner został zaatakowany przez coś lub przez kogoś. Nie złapano jeszcze sprawcy tego czynu, dlatego też proszę abyście chodzili w grupkach i na siebie uważali, ponieważ zabójstwo miało miejsce nie daleko szkoły. - westchnęła głośno i patrzała na nasze zdziwione twarze. Jeśli chodzi o mnie, to ja nie przepadałam za panem Tannerem, ale na pewno nie życzyłam mu aż tak okrutnej śmierci. Nagle wszyscy zaczęli szeptać, a ja zmierzyłam wzrokiem Elene i Bonnie, gdzie pierwsza z nich siedziała za mną, a ta druga na przeciw. Jednak one pokiwały głową, że o niczym nie wiedziały. Wszyscy umilkli, gdy pani Nolan zaczęła sprawdzać obecność. Następnie jakby nigdy nic, zaczęła się normalna lekcja. Cała lekcja przebiegała spokojnie, gdy nagle poczułam czyjś wzrok na sobie.  Była to nowa dziewczyna w szkole - Hayley Marshall. Można powiedzieć, że ją lubię, pomimo że znamy się dopiero od miesiąca. Budzi respekt, ale mimo wszystko zrobiła na mnie dobre wrażenie, a to tylko dlatego, że raz odpyskowała się Elenie, co chyba jeszcze nikomu się nie zdarzyło. Podsumowując: kto jest wrogiem Eleny jest moim przyjacielem. Mówiąc dalej o charakterze Marshall, to osoby, które poznały ją bliżej, czyli - Tyler Lockwood i jego dziewczyna, a jednocześnie siostra Matta - Vicki Donovan, mówili, że jest tajemnicza, ale przy tym miła, pomocna i przede wszystkim pewna siebie. To tak jak kiedyś ja. No właśnie, KIEDYŚ. Gdy z powrotem na nią spojrzałam, dziewczyna uśmiechnęła się. Zrobiłam to samo, będąc lekko zdziwiona zaistniałą sytuacją. A co gdy ona jest lesbijką ? Odwróciłam się, po czym uważnie słuchałam tego co do powiedzenia miała nauczycielka. Musiałam przyznać, że historia ta wciągnęła mnie nie na żarty. Mówiła mianowicie o tym, że w czasach średniowiecznych istniały wampiry jak i wilkołaki. Myślałam, że jest to wytwór ludzkiej wyobraźni, ale jednak to była prawda. Wyobraziłam sobie, jak to jest żyć wśród takich istot, a co najgorsza/lepsza być nią samą. No cóż, byłyby tego plusy  i minusy. Zapewne moje życie nie byłoby takie monotonne jak jest teraz. Z zamyśleń wyrwał mnie dzwonek na przerwę. Szybko, więc spakowałam swoje książki i ruszyłam sama w stronę wyjścia. Idąc korytarzem przepełnionym przez dużą ilość nastolatków, zauważyłam za sobą znajomą sylwetkę. Niewątpliwie była to Hayley. Tylko zaraz czego ona może ode mnie chcieć ?
- Hej, jak pewnie wiesz jestem tu nowa i chciałabym  bardziej poznać się z klasą, dlatego też postanowiłam zorganizować imprezę u siebie w domu. - westchnęła z satysfakcji, lekko się przy tym uśmiechając.


- Nie bardzo rozumiem. - rzekłam, będąc lekko rozbawiona jej tłumaczeniem się.
- Chodzi o to, że jesteś na nią zaproszona. Wydajesz się być w porządku i w dodatku jesteś najdojrzalszą osobą jaką tu znam, bo nie którzy to naprawdę banda kretynów. - zrobiła skrzywioną minę i wskazała palcem na pięciu chłopaków, którzy zachowywali się dość obleśnie, łapiąc przypadkowe dziewczyny za tyłek. Swoją drogą, ja uważam tak samo. Nie kiedy wydawało mi się, że chodzę do przedszkola, a nie do szkoły średniej. Na te głupie myśli, zaczęłam się śmiać. Hayley również trudno było powstrzymać się od wybuchu śmiechu. Nagle oprzytomniałam i musiałam podjąć decyzję, czy iść na tą domówkę. W sumie wreszcie mam szansę się wykazać i właśnie mam zamiar to zrobić, a ja -  Caroline Forbes zawsze dążę do celu.
- Nie daj się prosić. - powiedziała błagalnym głosem brunetka.
- Hm...no wiesz to bardzo fajna propozycja i dziękuję ci za to co przed chwilą powiedziałaś, ale....
- Ale co ? - zdziwiła się.
- Ale nie patrz tak na mnie, bo zaraz popłaczę się ze śmiechu. -  zagroziłam jej  palcem. Ona, natomiast podniosła ręce w geście poddania. Musiałam przyznać, że już dawno nikt mnie nie rozmieszał, a nawet jeśli to mało komu to się udawało.
- No więc...zgadzam się. - musiałam przyznać, że ta dziewczyna mnie zaskakiwała, bo zamiast cieszyć się , że przychodzę, ona nawet się nie odezwała.
- Czemu nic nie mówisz ? I tak mi się przyglądasz ? - spytałam zdziwiona.
- To ze szczęścia. - westchnęła. - Już myślałam, że nie dasz się namówić, a nie ukrywam, że na twoim przybyciu najbardziej mi zależy. - zatkało mnie. Ta dziewczyna, naprawdę lubi zaskakiwać. Jeszcze nigdy nic takiego nie usłyszałam od nikogo, dlatego tym bardziej zrobiło mi się miło. Znów rozległ się ten nieszczęsny dzwonek. Nie chciałam przerywać tej sympatycznej pogawędki, ale co zrobić. W dodatku nie miałam z nią teraz lekcji. Jednak wpadłam na pewien pomysł.
- W takim razie, jeśli chcesz mogę pomóż ci w przygotowaniach. Od razu mówię, że znam się na tym i na pewno nie pożałujesz. - zaproponowałam, po czym czekałam na jej reakcje.
- Ach, tak...- kiwnęła głową, na znak że coś sobie przypomniała. - To zapewne ty dekorowałaś salę na rozpoczęcie roku ? - zapytała zaciekawiona.
- Mówiąc skromnie, tak to ja.
- Więc, Caroline Forbes...jesteś przyjęta.
- Naprawdę ? A od kiedy mogę zacząć ? - byłam zaskoczona z tego jak luźno przebiega ta rozmowa.
- Hmm...to może od piątku ? W każdym bądź razie impreza jest o 20 w sobotę, więc mam nadzieję, że mogę na ciebie liczyć ? - zapytała, z wyczekującą nadzieją.
- Pewnie, że tak. Jeśli się już poznałyśmy, powinnaś wiedzieć, że to jest mój żywioł i nie wyobrażam sobie, że mogłabym przegapić taką imprezę i jeszcze nie przyczynić się do pomocy nad nią.
- Rozumiem i dziękuję. Muszę już  iść. Sama wiesz jaka jest pani od matematyki.- No, tak przecież lekcje się już zaczęły.. Jak to jest możliwe że straciłam rachubę czasu i nie zauważyłam jak korytarz znacznie opustoszał ? W każdym bądź razie byłam dumna z tego co zrobiłam. Wreszcie mogę ruszyć do przodu i nikt mi w tym nie przeszkodzi.
Gdy wszystkie lekcje się już skończyły, postanowiłam nie oglądać się na nikogo i iść do domu, ale nagle zatrzymała mnie Bonnie.
- Caroline. Możemy na chwilę pogadać ? - wyglądała na bardzo zlęknioną co i mi się udzieliło. Martwiłam się o nią, więc bez wahania się zgodziłam. Za ciągła mnie tam gdzie było najciszej i wtedy zaczęła mówić.
- Wiem, że to zabrzmi dziwnie, ale wydaję mi się...że jestem czarownicą. - trzy ostatnie słowa zaczęła mówić  szeptem, co było jej nie potrzebne, ponieważ nikogo koło nas nie było.
- Powiedź, że żartujesz! Czekaj, przecież ty na pewno żartujesz.
- Bardzo chciałabym żartować, ale sama widzisz w jakim jestem nastroju. - no rzeczywiście nie wyglądała najlepiej.
- O mój boże! Jesteś taką samą czarownicą jak w bajkach ? Z prawdziwymi mocami i z tym całym czary - mary ?! - spytałam zaskoczona.
- Coś pod ten wzór. - zauważyłam rumieniec na jej twarzy.
- Ale skąd masz pewność ?
- Tydzień temu poszłam na strych i znalazłam jakieś stare czarodziejskie księgi. Gdy zeszłam na dół i zapytałam babci co to, ona powiedziała, że to należy do naszej rodziny, ponieważ nazwisko Bennett, jest słynnym nazwiskiem wiedźm, które od pokoleń praktykują magię. Nie każdy z naszego rodu to odziedzicza, bo na przykład było tak z moją mamą, ale mnie niestety to nie ominęło. A teraz wydaję mi się, że potrafię przewidywać przyszłość. - westchnęła i spojrzała z nadzieją, że jej nie wyśmieje. Jednak chciałam ją zapewnić, że tak się nie stanie.
- Rozumiem, naprawdę. Nie wiem co ci dokładnie powiedzieć, bo moje nazwisko nie jest na tyle słynne bym miała taki zaszczyt, aby zostać czarownicą, ale obiecuję ci że jako twoja przyjaciółka będę cię z tym wspierać. - uśmiechnęłam się do niej, co ona odwzajemniła z wdzięcznością. Przytuliłam się do niej i dopiero teraz poczułam, że Bonnie bardziej się odpręża. Postanowiłam, że zrobię coś, aby mulatka jeszcze bardziej się wyluzowała.
- Mam pomysł. - odrzekłam wesoło. - Może spróbujesz przepowiedzieć moją przyszłość ? Co ty na to ? - byłam naprawdę ciekawa czy jej się uda i co odkryję.
- Dobra, niech ci będzie. Daj ręce. - gdy tylko Bonnie je złapała, pociągnęła gwałtownie  za moje  ręce, po czym odchyliła głowę do tyłu i zamknęła oczy. Przestraszyłam się nie na żarty, ponieważ moja przyjaciółka wyglądała jak w tych horrorach o opętaniach. Albo to moja chora wyobraźnia tak działała.
- Bonnie co się dzieję ?! - jak na komendę, dziewczyna oprzytomniała. Była dość zaskoczona.
- Co widziałaś ?
- Twój ojciec wraca, prawda ? - no teraz to ona zaskoczyła mnie, tylko zaraz...pewnie wiedziała to od Matta.
- Nie wierzysz mi prawda ? Więc spróbujmy jeszcze raz. - zdeterminowana w swoich czynach, znów złapała mnie za ręce. Po trzech minutach, otworzyła oczy. Tylko, że tym razem była przerażona.
- No i co tym razem widziałaś ?
- Klaus. - szepnęła.
- Co ? O czym ty mówisz ? - chciałam, żeby jak najszybciej wytłumaczyła mi tą zaistniałą sytuacje.
- Nic. Po prostu chciałam powiedzieć, że ten rok będzie pełen wrażeń. Będzie dużo radości, ale jeszcze więcej smutków. - powiedziała pośpiesznie.
- Ale chce wiedzieć co dokładnie widziałaś. Powiedź mi proszę.
- Nie mogę, ponieważ widziałam wszystko w tak szybkim tempie, że wszystko mi się pląta. Wiem, tylko tyle. Muszę już lecieć, przykro mi z powodu ojca. Pamiętaj, że jestem z tobą i proszę cię nie mów o moim pochodzeniu nikomu.
- Rozumiem i doceniam to, że jesteś przy mnie. Jednak gdy coś sobie przypomnisz to daj mi znać.
- Oczywiście. - zapewniła.
- Trzymaj się. - uśmiechnęłam się słabo. Wiedząc, że w tym wszystkim jest coś nie tak.
- Ty również. - przytuliłyśmy się na zakończenie naszego spotkania,
po czym oby dwie ruszyłyśmy w przeciwnym kierunku. Gdy zrobiłam może z pięć kroków, zauważyłam, że czyjeś auto zatrzymuję się koło mnie. Odetchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam auto Stefana. No pięknie, oferuję podwózkę, w ten sam dzień gdy zaczął chodzić z Eleną i gdy specjalnie zaczęłam go unikać. No dobra, wsiądę, w końcu i tak miałam się go zapytać o pokrewieństwo z Damonem. Podeszłam szybkim tempem do auta i otworzyłam drzwi od strony pasażera.
- Hej Stefan. Czyż byś oferował mi podwózkę, czy czekasz tu na Elene ? - w prawdzie ten sarkazm nie miał być wyczuwalny, no ale cóż, tak wyszło.
- A co ty na to gdybym powiedział, że chce podwieść do domu tylko i wyłącznie swoją przyjaciółkę. Zresztą Elena poszła z Vicki na zakupy, co jest nie dla mnie, więc przyjechałem tu i tak oferuję podwózkę. - czyż nie był kochany ? I tak owszem zazdrościłam Elenie. Zawsze dostawała to czego pragnęła. Gdyby nie był zajęty rzuciłabym się na niego i zaczęła całować. Właśnie, ciekawe jak całuję. Jednak, pewnie nigdy nie będzie mi dane wiedzieć. Caroline zejdź na ziemię, podpowiadał rozum.
- Emm...w takim razie nie mam wyjścia. - przez całą drogę milczeliśmy. No brawo, Caroline, jesteś geniuszem, zakpiłam sama z siebie. Wpatrywałam się w szybę, jednak gdy się tylko odwróciłam, widziałam podenerwowanego Stefana.
- Co jest ? - zagadnęłam, mając dość tej krępującej ciszy.
- Chodzi o mnie i o Elene i o ciebie w sumie też. - zabrzmiało jak trójkąt. Chyba muszę przestać czytać '50 twarzy Greya' bo to zdecydowanie źle na mnie wpływa. Podniosłam jedną brew do góry, ale i tak nic się nie odezwałam, wolałam poczekać na jego dokładne wyjaśnienie.
- Wiem, że przez ten czas odkąd jestem w tej szkole, chciałaś mnie poderwać, dlatego też chciałem cię przeprosić za to, że cię olewałem, a ta miłość do Eleny przyszła nagle. - spojrzał na mnie, tymi pięknymi oczami, w których mogłabym się zatapiać.
- Stefan, nie musisz mi się tłumaczyć. Rozumiem i cieszę się waszym szczęściem. - zapewniłam, na co on zdębiał. Widocznie nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. W zasadzie ja też nie, bo tak naprawdę to się nie cieszyłam, ale nie wypadało mi nic innego jak właśnie tak powiedzieć.
- Więc między nami okej ? I będzie tak jak dawniej ?
- Oczywiście. - rzekłam entuzjastycznie.
- A i mam do ciebie pytanie. Jesteś może spokrewniony z Damonem Salvatore ? - Stefan wyglądał na wyraźnie zaskoczonego. Żeby załagodzić trochę sytuacje, zaczęłam mówić dalej. - Wiesz...jest moim starym znajomym i właśnie wczoraj spotkałam go ponownie. - było widać, że brak mu słów.
- Eee...nie znam. Widocznie zbieżność nazwisk. - zapewnił, ale mi i tak tutaj coś nie pasowało. Przecież nie byłby aż tak zaskoczony, tylko bez wahania by zaprzeczył.
- Jesteś pewien ? - wolałam się upewnić.
- Naturalnie. Okej, Caroline, jesteśmy na miejscu.
- Dzięki wielkie. Cześć - ucałowałam go w policzek i ukradkiem spojrzałam na jego usta, a potem na oczy. Jednak szybko powstrzymałam się od pocałowania go i po prostu wyszłam jakby nigdy nic. Weszłam do domu i od razu przypomniała mi się moja misja, znalezienia mamy telefonu i 'przeszukaniu go'. Niestety nie chcę tego robić, ale muszę. Jeśli ona mi nie powie, to sama dowiem się prawdy. Nagle mama. nie wiadomo kiedy zeszła z góry.
- Gdzie byłaś ? - powiedziała oschle, co było nie podobne do mojej matki.

Godzinę wcześniej
Liz  szukając swoje szminki, przypomniała sobie, że pożyczyła ją córce. Weszła do jej pokoju i zaczęła szukać na jej biurku szminki. Gdy chciała podnieść książkę, która przeszkadzała jej w znalezisku, nagle zobaczyła, że coś z niej wypadło. Gdy podniosła z ziemi fotografie, nie mogła uwierzyć własnym oczom. Była to nie byle jaka fotografia. Przedstawiała ona Damona i małą Caroline. Jak to jest możliwe, że ma to zdjęcie, przeszło jej przez myśl. Przecież wszystkie zdjęcia, które ma z Damonem i Stefanem są bardzo dobrze ukryte. Wtedy pojęła, że Salvadorowie wrócili do swojego rodzinnego miasta. Nie mogła sobie tego od tak zostawić. Musiała zadziałać. Przecież nie pozwoli znów porwać swojej córki. Dlatego zdecydowała się zrobić coś co pewnie nie spodobało by się jej córce, ale nie miała wyboru. To dla jej bezpieczeństwa, pomyślała. Wzięła swój telefon do ręki i wykręciła numer.
- Halo ? Przyjedź jak najszybciej, Bill. Nasi wrogowie wrócili do Mystic Falls.



Hej wszystkim!:* Mam nadzieję, że nie  zanudziłam Was takim długim rozdziałem ;) Miałam dzisiaj dużo czasu żeby napisać rozdział no i jestem! Dzięki Wam mam tak dużą wenę, że mogłabym pisać na okrągło. Niestety czas na to nie pozwala. Nie wiem czy wchodziłyście z zakładkę ' bohaterowie' ale radzę zajrzeć i zobaczyć 'nową' Liz. Macie jakieś pytania co do opowiadania ? Jeśli tak to zapraszam na ASKA . Mam nadzieję że tym razem też mnie nie zawiedziecie i pojawią się tu jakieś komentarze :)










8 komentarzy:

  1. Super rozdział ! <3Pojawiło się imię klaus <3 SZALEJE Z RADOŚĆI :D
    Mam nadzieje że będzie to rodzina pierwotnych ^^ .No i hayley ,mam nadzieje że bd to przyjaźń z care :* I czekam na kolejny rozdział , i niech bd długii bo lubię czytać twoje opowiadanie <3

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział boski <3 Wiesz co jest najdziwniejsze ? Że w twoim opowiadaniu polubiłam Hayley :D Mam nadzieję , że Caroline dowie się wszystkiego , i wpleciesz w to Klausa ♥
    Pozdrawiam :* i czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ty jesteś wspaniała !!! Ale mnie ucieszyłaś tym że Hayley się pojawiła <3 będą razem z Bon i Car takimi BFF ! I ta impreza u niej. Bosko *-* nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału ! Pojawił się Klaus !!! To było...intrygujące xD i to na koniec O.o
    Czekaaam z niecierpliwością na kolejne cuda ;*/haylijaholic4

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba masz tam małą litrowkę w zdaniu "na imprezie u Taylera bardzo się doo siebie zblizylismy I postanowilismy byc razem" nie ma tam nic o Stefanie ... Co do rozdzialu to super <3

    OdpowiedzUsuń
  5. Yay ja chcę Klausa !!! Nie mogę się doczekać, kiedy się pojawi <33 Yay wiesz Miś, ze nie jestem fanką Steroline, ale jakoś to przetrawilam i czekam na dalsze rozdziały z zaciekawieniem..Ciekawe co się stanie na imprezie Haylay? ??

    OdpowiedzUsuń
  6. Coraz ciekawiej *.* Nie zanudzasz tymi rozdziałami :) Kiedy kolejny?

    OdpowiedzUsuń
  7. Kiedy będzie kolejny rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  8. „...stało się dla mnie jeszcze bardziej ważniejsze niż wcześniej.” – „jeszcze bardziej ważne”, albo „jeszcze ważniejsze”.
    „Jednak ten ktoś nie dawał mi spokoju i musiałam dowiedzieć się co za jeden. Jedna rzecz...” – „co to za jeden”. „jeden”, „jedna” – powtórzenie bardzo blisko siebie leżące.
    „Z wybawienia uratował mnie dzwonek na lekcje. Popędziłyśmy do klasy na lekcje geografii.” – „lekcję” chyba przez „ę”, ale w końcówkach nie jestem dobry więc musisz sama sprawdzić. Mnie chodzi o samo powtórzenie wyrazu, a tego powtórzenia można było uniknąć.
    „...został zaatakowany przez coś lub przez kogoś.” – to „przez coś lub przez kogoś” mnie nie przekonuje, przecież rany zadane przez zwierze, a człowieka są zupełnie inne.
    „...nie życzyłam mu aż tak okrutnej śmierci.” – Skąd wie, że wspomniana przez nauczycielkę śmierć była okrutna? Być może morderca był humanitarny i wstrzyknął mu za dużo narkozy i pan Terner/Tarner (nie wiem jak się piszę) zwyczajnie usnął i już się nie obudził.
    „Następnie jakby nigdy nic, zaczęła się normalna lekcja. Cała lekcja...” – „lekcja” się powtarza.
    „A co gdy ona jest lesbijką ?” – „A co jeśli ona jest...”
    „...a co najgorsza/lepsza być nią samą.” – „najgorsze/lepsze być samemu taką istotą” dużo ładniej brzmi.
    „Musiałam przyznać, że już dawno nikt mnie nie rozmieszał, a nawet jeśli to mało komu to się udawało.” – literówka „rozmieszał” miało być chyba „rozśmieszał”.
    „Za ciągła mnie...” – „Zaciągnęła mnie”
    „Nie mogła sobie tego od tak zostawić” – bez „sobie” bo jest zbędne.
    Błędów oczywiście było więcej, ale były to potknięcia zbliżone lub identyczne jakie wypunktowałem w początkach pierwszego rozdziału, więc myślę, że jeśli się zapoznasz z jakimiś artykułami i poradnikami, to sama dasz radę je wyłapać, oraz poprawić.
    To jednak wrogowie, a nie przyjaciele? I co z tym wszystkim wspólnego ma Stefan? Dlaczego Caroline jego także nie pamięta?
    Zastanawiam się czy Stef ma dobre intencje co do Eleny. W ogóle to super przedstawiłaś pannę Gilbert – jest mega pusta i irytująca, czyli niemal taka sama jak w serialu. Czemu wszyscy wspominają o „50 twarzy Greya”? Przecież jest dużo innych książek o zabarwieniu erotycznym, i to nie tylko z dużo lepszą fabułą, ale także z lepszymi opisami owych scen.
    Zdziwiło mnie trochę, że Carol tak od razu uwierzyła Bonie (jeśli gdzieś źle napiszę imię to wybacz, ale jestem przyzwyczajony do polskich realiów). Bo stawiając się w sytuacji Carol, gdyby mnie teraz koleżanka powiedziała, że jest czarownicą, to bym ją wyśmiał, albo zrobił coś innego, ale nie uwierzył ot tak, na pstryknięcie palców. Caroline jest więc bardzo naiwna, niczym przedszkolaczek.
    Przypomniało mi się, że pod koniec pierwszego rozdziału ktoś wchodził do domu Damona i potem nagle ten wątek się urywa. Rozumiem, że Damon znowu wymazał ten fragment pamięci Caroline, ale ja chyba domyślam się co to mogły być za osoby – Stefan i Elena, albo Stefan i Heylen.
    Rozmowa o imprezie mnie nudziła, była taka nienaturalna i jakby na siłę przedłużana.
    Przyznaje, że alternatywna historia „Pamiętników Wampirów” (twoja historia) podoba mi się znacznie bardziej od tej wersji filmowej i książkowej (choć zarówno z filmem jak i książkami miałem do czynienia sporadycznie). Widzę, że masz jakiś konkretny plan i dobrze, akcja dzieje się szybko co nie pozwala na nudę, jednak prolog i pierwszy rozdział był dużo lepszy (zdania były ciekawiej budowane, było mniej powtórzeń, lepsza obrazowość i przejrzystość treści).

    OdpowiedzUsuń