niedziela, 15 listopada 2015

Sezon 3 / Rozdział II ''Nowy początek''


Błagam Was, czytajcie notki pod rozdziałami.



2 miesiące później
Oczami Klausa:
    Przygotowywałem się właśnie na bal, który organizował mój wróg. Czemu mnie to nie dziwi? Przywykłem, do dużej ilości nie przyjaciół, dlatego też bez strachu i lęku, szykowałem się jakby nigdy nic na przyjęcie. Oczywiście, zawsze wcześniej mam przygotowany plan awaryjny.
    Musiałem zagłuszyć czymś swoje myśli i przystałem na rozmyślaniu o przyjeździe tutaj. Kto by pomyślał, że w ciągu trzech lat tyle się tu zadzieję. W końcu jestem Klaus Mikaelson, a w moim życiu nigdy nie jest nudno.
    Wyjeżdżając z Mystic Falls zmieniłem się. Zacząłem inaczej patrzeć na różne rzeczy i nie sztyletować już mojego rodzeństwa. Przede wszystkim zaprzyjaźniłem się z panią psycholog, co wygląda dość blado, zważywszy na to, że ja jestem Pierwotnym Hybrydą, a ona zwykłym człowiekiem, ale mi to nie przeszkadza. Lubię ją. W dodatku mogę jej się ze wszystko zwierzyć.
    Mimo wszystko mój charakter od nie dawna jest coraz gorszy i wszystkie zdrowe relacje, które zdążyłem utrzymać z moim rodzeństwem, mogą ulec drastycznej zmianie. A to wszystko przez problemy, które lgną do mnie niczym magnez.
    Moja ciemna strona, ujawnia się zawsze wtedy, kiedy mam dużo wrogów i za wszelką cenę muszę im udowodnić, że jestem zły i że nigdy, przenigdy, nie dadzą sobie ze mną rady.  W tym przekonaniu utwierdził mnie mój przyjaciel - Lucien. Przyjaźnimy się odkąd tylko pamiętam. Co prawda, na początku nie mogłem mu ufać, ale przynajmniej pokazał mi, że stałem się słabszy, a tak nie mogło być. Zważywszy na to, że pewna wiedźma, która już nie żyję, przepowiedziała mi, że zbliża się do mnie ktoś równie silny.
    A jeśli o wrogach mowa to jeden ma na imię Tristian, a drugi to Marcel, niegdyś mój stary przyjaciel. Nauczyłem go wszystkiego i dałem mu dom jakiego nigdy nie miał i teraz tak się odwdzięcza? No tak, jego duma nie pozwala mu oddać mi Nowego Orleanu. Wcześniej czy później i tak będę królem tego miasta, każdy to wie. Jednak Marcel nie chcę pogodzić się z porażką, dlatego, aby mnie jeszcze bardziej wkurzyć wszedł w szeregi Tristiana.
    Za mojego wroga mogę również uważać mojego brata - Elijaha, z którym o dziwo nie mam dobrych kontaktów. Jest ostatnią osobą z rodzeństwa z którą mógłbym się kiedykolwiek pokłócić. Zawsze był przy mnie, ale nawet to nic nie dało i tak znaleźliśmy powód, aby się pokłócić. A kto nim był? Wilczyca Hayley.
    Znamy się od dość dawna i prawie od zawsze się nie lubiliśmy. Jednak połączył nas ktoś, kto był tego wart, więc nasze relacje polepszyły się nie co. Mimo wszystko to ja miesiąc temu zepsułem naszą więź, po tym jak Hayley chciała zabrać mi kogoś kogo kocham najbardziej na świecie. Dlatego też dzięki mojej zasłudze, ciążyła nad nią klątwa, w której Marshall miała pozostać wilkiem w dzień jak i w nocy, kiedy nadchodzi pełnia. Przez to właśnie nienawidził mnie Elijah, że już o Hayley nie wspomnę. Jednak z tego co się dowiedziałem od nie dawna, klątwa jest zdjęta przez Davinę. Czarownicę, która już wiele namieszała w moim życiu i która wdarła się do naszej rodziny, a bardziej do mojego młodszego brata - Kola. Z racji, że on nie żyję, chcę go przywrócić za wszelką cenę, licząc na to, że będą żyli długo i szczęśliwie. Jest taka naiwna, jeśli myśli, że to się uda. ,
    A i chyba nie wspominałem, że Hayley prócz romansu ze mną i z moim bratem, ma aktualnie męża? Taak, to bardzo niezdecydowana dziewczyna.
    O kim jeszcze nie wspomniałem? Ah, jakbym mógł zapomnieć o moich dwóch siostrach? A więc Rebekah wyjechała, aby zacząć swoje życie od nowa, a Freya. No właśnie moja nowa siostra z charakteru przypomina mi Rebekah, dlatego też bardzo szybko naprawiłem z nią relacje i teraz jako jedyna z nie licznych osób jest po mojej stronie
    Zdążyłem zawiązać krawat i spojrzeć na swój profil w lustrze, gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.
- Można? - zza drzwi ujrzałem dobrze znaną mi blondynkę o której przed chwilą rozmyślałem.
- Jesteś gotowy?
- Myślę, że tak. - poprawiłem swój smoking, który był strasznie nie wygodny. Zresztą jakiego bym nie założył każdy okazywał się dla mnie mało wartościowy. Po prostu wolałem wygodniejsze ciuchy. Nie rozumiałem mojego brata jak może chodzić w tym codziennie.
Uśmiechnąłem się w kierunku mojej siostry, dodając jej tym otuchy, bo w przeciwieństwie do mnie, była zbyt zestresowana. Podałem jej dłoń i razem ruszyliśmy do wyjścia.

_________________________
    Specjalnie przybyłem tu później, aby zwrócić na siebie uwagę i zrobić dodatkową rozrubę. Chcę utrzeć nosa Tristanowi, który wyraźnie chcę zburzyć jeszcze bardziej moje relacje z bratem. Chcę, aby stanął po jego stronie, ale to mu się nie uda, co idę mu zaraz udowodnić.
    Wszedłem do dużej sali balowej i rozejrzałem się dookoła. Musiałem przyznać, że wszystko prezentowało się świetnie. Cała sala wręcz lśniła. Wypełniała ją duża liczba wampirów, które popijały szampana i dyskutowali o czymś zawzięcie. Muzyka, którą puszczał DJ, była w sam raz na te czasy. Natomiast po prawej i lewej stronie tańczyły cztery tancerki, wspinające się na szarfach. Kątem oka, po prawej stronie wychwyciłem sylwetkę Elijaha, który rozmawiał o czymś z Tristianem. Brakowało jeszcze Marcela, który wstąpił teraz do jego grupy.
     Kiwnąłem głową do Luciena, który znajdował się tuż przy mnie i na mój znak zaczęliśmy małą szopkę. Lubiłem być w centrum uwagi, a ten pokaz, miał na celu pokazanie Tristianowi i jego słabym wampirą, gdzie ich miejsce.
    Lucien zawył jak pies, co jeszcze bardziej miało zwrócić uwagę wszystkich znajdujących się w tym domu. Jednocześnie wzięliśmy po kieliszku szampana i z nonszalancją pokierowaliśmy się na środek sali. Freya, która przyszła z nami, wyszła po chwili, aby rozejrzeć się po posiadłości.
 - Cóż za wspaniała okazja, móc uczestniczyć na takim balu. Jednak widząc pokój pełen Elijahów stwierdzam, że jest tu zbyt poważnie. Czas ożywić trochę atmosferę. - rzekłem dobitnie i wyprostowałem się z wyższością. Uśmiechałem się z triumfem, patrząc na przemian na Elijaha i Tristiana, którzy wpatrywali się w nas z rozdrażnieniem. Zresztą co ja mówię? Każdy, kto tam był, pożerał nas wzrokiem.
    A i zapomniałbym o najważniejszym. Specjalnie trochę się upiliśmy, aby dobry nastrój mógł trwać całą noc. Może to nie zbyt stosowne na taką okazję, ale za to świetnie dowartościowuję i podbija ego.    W dodatku, aby jeszcze bardziej szokować, wzięliśmy ze sobą po dwie panienki dla każdego. Oczywiście były ubrane elegancko, ale było wiadome, że na sam pierw je zahipnotyzowaliśmy, aby służyły jako nasze zabawki. Lucien miał rację, że taka odskocznia i ucieczka od problemu dobrze robi.
- Tristian? Tristian! - zacząłem wrzeszczeć, a moje echo odbijało się po całym pokoju. Wszystkie pary oczu jeszcze bardziej wlepiały się we mnie.
- Przepraszam państwa na chwilę. - powiedział ten gbur i pokierował się w naszym kierunku.
- Myślałem, że się choć trochę zmieniłeś od tam tych pamiętnych czasów. Jak widzę, myliłem się. Nawet teraz nie potrafisz się zachować. - odrzekł niewzruszony de Martel, a ja miałem ochotę zedrzeć mu ten uśmieszek z twarzy.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy, gdzie mam twoje mądrości. - zaakcentowałem każdy wyraz i zmrużyłem oczy, wciąż obdarzając zimnym wzrokiem mojego wroga.
- Może to ty powinieneś stąd iść, bo mogę sprawić, że zaraz popłaczesz się na oczach swoich małych przyjaciół. - zagroziłem i wyminąłem go, bez cienia wstydu.
- Moje troski dotyczące twoich przyjaciół, wydają się niestosowne, przy tych błyszczących rurkach do jazdy. - Tristian pozostał nie ugięty i postanowił mi dociąć, ale widocznie nie wie z kim ma do czynienia.
- Nie obrażaj tych pięknych dam, sztywniaku. - jednym haustem wypiłem szampana i odłożyłem kieliszek na tacy, którą trzymał kelner, znajdujący się tuż obok mnie.
- Słyszałyście to? On was w ogóle nie szanuję. - ozwał się tym razem Castle, który wciąż pozostawał przy swoich dwóch partnerkach, obejmując je jednocześnie w pasie. Ja natomiast odwróciłem się w jego kierunku, czekając na to co ma do powiedzenia.
- Nie bierzcie tego do siebie. On uważa, że każda praca jest poniżająca. A jedyny, godny sposób gromadzenia pieniędzy należy się z urodzenia. - kontynuował, stojąc na przeciwko jego. - Czyż nie jest tak? - spojrzał na niego z pogardą, a ja zaśmiałem się w głos.
- Niklaus. - nagle ni stąd ni zowąd, usłyszałem swojego brata.
- Co jest? - spytałem i odwróciłem się, nie co się przy tym chwiejąc. Zapewne wyglądało to komicznie.
- Nie przynoś nam wstydu, bracie, bo inaczej to ja będę musiał cię stąd wyrzucić. - powiedział wiecznie opanowany Elijah, na którego wejście czekałem.
- Jesteś taki przewidywalny. - pokręciłem głową i udałem zawód jego osobą i poczynianiami.
- Więc mógłbyś zabrać ze sobą te zabawki? - spytał, lekko rozbawiony całą sytuacją. Również się zaśmiałem, a potem zmierzyłem go wzrokiem mordercy, na co spoważniał.
- Chyba, że w porę się ogarniesz. Wtedy możesz zostać. - zaproponował de Martel, który odwrócił się tym razem w moim kierunku.
    Znów podszedłem do pobliskiego kelnera i chwyciłem kieliszek szampana, upijając go tym razem tylko trochę.
- Dobra. - odrzekłem dobitnie, posyłając zgodne spojrzenie Lucienowi. - Jednak nie oczekuj, że będę miły, bo to u mnie również się nie zmieniło. - wysłałem mu zwycięski uśmiech i zmierzyłem go wzrokiem od góry do dołu.
- Chodźcie dziewczyny. - podszedłem do moich przekąsek i chwyciłem je w pasie, tak samo jak zrobił to mój przyjaciel. Postanowiłem pokierować się dalej, gdy jeszcze zatrzymał mnie głos Luciena.
- Pozwolisz, że bardziej ożywimy tą imprezę, bo jest tu nie co...sztywno. - powiedział bez ogródek i nie czekając na pozwolenie naszego wspólnego wroga, pokierowaliśmy na parkiet.

_______________________________
Godzinę później
    Szalałem na parkiecie razem z moimi dwiema, nowymi zdobyczami. Już dawno tak się nie bawiłem. Lucien miał dużo racji mówiąc, że alkohol jest dobry w czasie spotkania z wrogiem. Myślałem, że Burbon tak mnie otumani, że później nie będę mógł racjonalnie myśleć, nie mówiąc już o wypowiedzeniu pełnego zdania, ale jak widać mam się świetnie.
    Mój przyjaciel również tańczył ze swoimi towarzyszkami i zdawał się bawić jeszcze lepiej niż ja. Widocznie on był bardziej do tego wprawiony.
    Nie którzy tańczyli i brali z nas przykład, a jeszcze większość osób patrzyło na nas z osłupieniem. Do tej grupy osób, mogę na pewno zaliczyć Elijaha i Tristiana, którzy znów stali koło siebie. Nie powiem, że nie wkurzało mnie to, że mój własny brat brata się z wrogiem, ale co mogłem na to poradzić? Sam namieszałem i dobrze o tym wiem, ale na pewno go za to nie przeproszę. Później sam zda sobie sprawę, że najlepiej jest trzymać ze mną. W końcu jesteśmy rodziną.
    Gdy poszedłem napić się drinka i przy okazji chwilę odpocząć, zobaczyłem siedząco koło mnie szatynka. Wpatrywała się we mnie co chwilę i lekko uśmiechała. Miała na sobie czarną, długą suknię bez ramiączek i wyglądała jak bogini.
    Możliwe, że skądś się znamy, ale po pierwsze miała na sobie czarną maskę i nie widziałem do końca jej twarzy, a po drugie byłem zbyt pijany.
- Widzę, że jako jeden z nie licznych dobrze się bawisz? - przyznała, tym razem dużej obdarzając mnie swoim ciepłym wzrokiem.
- Tak. - odparłem otwarcie. - Ty też jesteś z linii Elijahy?
- Tak się składa, że nie.
- Co będzie dla pani? - spytał barman, jednocześnie przerywając nam naszą rozmowę.
- Dla mnie Burbon.
- Taka dama chyba nie powinna pić na balu takich rzeczy? - odparłem wesoło i spojrzałem jak wypija alkohol za jednym razem.
- A taki przystojniak, chyba nie powinien jeszcze bardziej upijać się na balu? To może się źle skończyć. - zacisnęła zęby, aby powstrzymać się od parsknięcia śmiechem, ale słysząc moją pozytywną reakcje, zaczęła chichotać. Był to tak miły dźwięk.
- Racja, ale postanowiłem, że dzisiejszej nocy nie będę miał zahamowań. Chyba zdążyłaś poznać już moich wrogów? Więc mogę cię chyba wtajemniczyć, że robię to z satysfakcją, jednocześnie wyprowadzając ich z równowagi. - powiedziałem dobitnie, bez żadnego skrępowania.
- Dobra taktyka. - odezwała się po chwili, przyznając mi rację. - Panie barmanie, poproszę następną kolejkę. Proszę też wlać temu panu. - znów parsknęliśmy śmiechem, a ja nie mogłem uwierzyć jak w tak krótkim czasie zdążyłem mieć dobry kontakt z tą dziewczyną. Chyba robiłem się zbyt bardzo ufny przez ten alkohol.
- Zamierzasz mnie upić? - spytałem uwodzicielsko.
- Coś w ten deseń. - podobało mi się w jaki sposób ta dama się ze mną obchodzi. Była taka beztroska i optymistyczna.
    Chwyciliśmy kieliszki w dłoń i stuknęliśmy się jak jacyś dobrzy przyjaciele, a ja nawet jej nie znałem.
- Klaus, dołącz do nas. - spojrzałem na mojego przyjaciela, który tym razem nie bawił się tylko ze swoimi towarzyszkami, ale i również moimi.
- Okej, już idę. - zerwawszy się ze swojego miejsca, przypomniałem sobie o obecności tajemniczej szatynki. - Może masz ochotę zatańczyć? - spytałem najmilej jak potrafiłem i nie czekając długo na jej odpowiedź, chwyciłem delikatnie jej dłoń.
    Jak na zawołanie zaczęła lecieć wolna i spokojna muzyka. Nawet ucieszyłem się z tej okazji, ponieważ już dawno nie tańczyłem przy tak mocnych dźwiękach.
    Trzymałem kurczowo rękę kobiety, a drugą oplotłem jej talię. Zdziwiło mnie jej nagłe zdenerwowanie. Przed chwilą była całkiem inna.
- Coś nie tak? - musiałem się upewnić o co chodzi. W końcu musiało coś być na rzeczy, skoro szatynka wyglądała na podenerwowaną i niepewną.
- Nie. - zaprzeczyła zbyt szybko, co udowodniło mi jeszcze bardziej, że coś się święci. Może chcę coś zrobić, ale ma wyrzuty sumienia? Zapadła przez chwilę krępująca cisza, ale o dziwo przerwała ją tajemnicza kobieta.
- Co ty na to, abyśmy poszli na górę? - powiedziała mi wprost do ucha, a mnie aż przebiegły ciarki. Zaskoczyła mnie tym pytaniem, ale żeby dowiedzieć się kim jest i czego chcę, musiałem na razie przystać na jej rozkazach.
- Chętnie. - uśmiechnąłem się szelmowsko, co dobrze wykorzystywałem jako swój atut. - Niestety, jestem tu pierwszy raz i nie znam za bardzo pomieszczeń, ale dla takiej damy, z przyjemnością poszukam jakiegoś pokoju. - robiłem dobrą minę do złej gry, a tak naprawdę już miałem przygotowany plan. Założę się, że jest ona na zlecenie Tristiana. Chyba naprawdę mnie nie zna, skoro nie wie, że takie sztuczki na mnie nie działają.
    Nie musiałem długo czekać, gdy nagle, kobieta z którą przed chwilą tańczyłem, weszła kokieteryjnym krokiem na górę, a ja odczekałem parę minut, aby już po chwili, niezauważalnie zrobić to samo. Wyczułem jej słodki zapach, który unosił się na drugim piętrze i w dość szybkim tempie, odkryłem w którym z pokoi się znajduję.
    Miałem zacząć działać natychmiastowo, gdy nagle, tuż po zamknięciu drzwi, szatynka naparła na mnie całym swoim ciałem i zaczęła całować. Musiałem przyznać, że całowała nieziemsko. Jednak interesy to interesy. Nie wiele myśląc złapałem ją za rękę z całej siły.
- Mów dla kogo to wszystko robisz to może pozwolę ci żyć?! - przycisnąłem jej mocniej rękę i teraz to ja przyszpiliłem ją do drzwi. Po raz pierwszy tego wieczoru, spojrzałem w jej oczy. Były tak bardzo znajome. Tkwiła w nich otchłań, w których pragnąłem się zagubić. Staliśmy w bez ruchu, wpatrzeni w siebie, a nasze klatki piersiowe unosiły w równym tempie.
- Te oczy. - powiedziałem nie co łagodniej i jak zahipnotyzowany, wciąż wpatrywałem się w wystraszoną twarz dziewczyny.
- Daj mi to wyjaśnić. - szepnęła, a ja puściłem jej rękę. - Ja...dla nikogo nie pracuję. - powiedziawszy to, ciągle patrzyła mi w oczy i zaczęła powoli zdejmować swoją maskę, a potem perukę. A jednak nie jest szatynką tylko blondynką. Teraz jeszcze bardziej nie wierzyłem w to co widzę. Chyba ten alkohol namieszał mi w głowie. Otworzyłem usta ze zdziwienia i przyglądałem się dalej mojej towarzyszce, która teraz okazała się znajoma. To Caroline, przyswoił mój mózg.
- Caroline? Co ty tutaj robisz? - może nie należało to do miłych powitań, ale nic innego nie przychodziło mi do głowy. W końcu nie zawsze widzi się kogoś, kogo myślało się, że się już straciło.
- Przyjechałam. Do ciebie. - spojrzała na mnie czule, a ja w tym samym czasie, poczułem przyjemne ciepło, które wypełniało całe moje wnętrze. Tak właśnie działa na mnie blondwłosa piękność.
- Zrozumiałam, że muszę też pomyśleć o sobie. Już nic mi nie zagraża. Wszyscy z moich przyjaciół mają swoje drugie połówki, więc teraz nadszedł czas, abym ja też była szczęśliwa. Wiem, że mogę mieć to z tobą. - szeptała, a ja z przyjemnością słuchałem jej zmysłowego głosu. Nawet nie zdawała sobie sprawę jak za nią tęskniłem, a widząc ją  teraz jeszcze bardziej to sobie uświadomiłem.
- Nie powinnaś tu być. - zacząłem, wahając się, czy mówić jej prawdę. - Zbyt dużo jest tu niebezpieczeństwa. To nie jest dla ciebie. - powiedziałem zrezygnowany. Tak naprawdę, nie chciałem jej tego mówić. Pragnąłem, aby została ze mną. Aby była moją opoką, moim jasnym światłem, moją miłością.
- Ale ja właśnie chcę tak żyć. - przerwała mi. Wyglądała na pewną swoich słów. - Dużo się zmieniło, odkąd wyjechałeś. Dzięki temu, zdałam sobie sprawę, że życie w Mystic Falls robiło się coraz bardziej nudne i monotonne. Teraz wiem, że powinnam tu być z tobą i pomagać ci. - wypowiedziała to na jednym tchu i właśnie wtedy zauważyłem jak bardzo musi jej zależeć. Przypomniałem sobie, że wcześniej zbyt mocno zareagowałem i nie wiele myśląc nachyliłem się i chwyciłem delikatnie jej dłoń, całując w miejscu gdzie znajdowały się siniaki. Nagle poczułem jej ręce na swoich policzkach. Uniosłem wzrok do góry, aby móc rozszyfrować jej zamiary.
    Tym razem przylgnąłem do jej ust i zacząłem powoli całować. Jednak później, nie dając rady pożądaniu, ująłem jej twarz w ręce i całowałem łapczywie. Caroline widocznie też to się podobało, ponieważ nie pozostawała mi dłużna i wplotła ręce w moje włosy, szarpiąc lekko za ich końcówki.
- Powiedź mi kochanie, widziałaś moją dzisiejszą przemowę? - spytałem, obdarowując ją pocałunkami na szyi, a potem dekolcie. Dobrze było znów poczuć jej zapach i dotyk.
    Zabawne. Na dole wszyscy tańczą, nie mając pojęcia co wyrabiamy na górze.
- Nie trudno było jej nie zauważyć. - chciała mówić dalej, ale czując, że zbliżam się ustami do jej dekoltu głośno westchnęła. Widząc, że jest jej dobrze, jeszcze bardziej pobudziłem swoje zapędy.
 - Byłeś tak bardzo wyniosły, niebezpieczny, pewny siebie. Już wtedy, miałam ochotę się na ciebie rzucić i pocałować. - odrzekła uwodzicielsko, a ja zaśmiałem się cicho. Widziałem jak przymyka oczy i przygryza wargę, nie dając sobie rady z tym co jej teraz robię.
- Więc po co to przedstawienie? - znów całowałem delikatnie jej szyje, podtrzymując ją jedną ręką za wewnętrzną stronę uda. Ułatwiało mi to rozcięcie po prawej stronie jej sukni.
- Chciałam sprawdzić co dzieję się u ciebie. Chciałam zobaczyć, jak to jest być w pobliżu Klausa Mikaelsona, nie zauważona.
- I jak wrażenia?
- Jak na pierwszy raz, bardzo dobre. Chyba coraz bardziej zaczyna mi się to podobać. Zwłaszcza, że wszystko kończy się takim happy end'em. - usatysfakcjonowała mnie jej wypowiedź, dlatego w wampirzym tempie obróciłem ją w drugą stronę i zacząłem odpinać sukienkę. Zdumiałem się, widząc jej duży tatuaż na plecach. Przedstawiał on smoka, który pięknie ozdabiał jej plecy.
    Przejechałem palcami po jej plecach, aby poczuć jej miękką skórę. Wampirzyca oparła swoją głowę o moje ramię, rozkoszując się moim dotykiem.
- Co te lafiryndy robiły z tobą? - spytała, odwracając wzrok w moją stronę. Biła z nich dzikość i zazdrość.
- Przecież wiesz, że były mi one potrzebne celowo i tak wcześniej czy później wyssałbym z nich krew. Tylko ty mnie interesujesz. - uśmiechnąłem się diabolicznie i czekałem na jej ruch.
- To dobrze. - dziewczyna również odwzajemniła mój uśmiech i pociągnęła za krawat, aby móc mnie pocałować. Następnie próbowała mi go zdjąć, gdy nagle ktoś zaczął szwendać się po korytarzu.
- Klaus. Gdzie jesteś? Musimy pogadać. - usłyszałem jeszcze bardziej pijany głos Luciena. - z trudem się od siebie oderwaliśmy, łapiąc głębokie powietrze. Zastygliśmy w bez ruchu, nasłuchując. Jego kroki stawały się jeszcze bardziej bliskie i wiedzieliśmy, że za parę sekund tu wejdzie. Musieliśmy, więc działać.
- I co teraz? - Caroline zaśmiała się cicho, przegryzając wargę, a ja stałem na przeciwko blondwłosej, i opierałem rękę o ścianę przy której wampirzyca była oparta. Również byłem rozbawiony tym faktem.
- Najchętniej wyszłabym tam z tobą, ale to chyba jeszcze nie czas, więc muszę uciec. - spojrzała na otwarty balkon i już miała przez niego wybiec, gdy zatarasowałem jej drogę.
- Wiesz gdzie jest kościół? Widziałaś nie daleko niego wille? - spytałem szybko, aby móc zdążyć zanim wejdzie tu Castel. Caroline pokiwała głową, a ja uśmiechnąłem się. To chyba mój najlepszy dzień. Wszystko czego pragnąłem się spełnia.
- Mieszkam w niej. Przyjdź tam, a ja też zaraz wyrwę się z tej drętwej imprezy i dołączę do ciebie. Wiedź, że jesteś tam mile widziana. Chcę obudzić się jutro przy tobie, aby wierzyć, że to nie sen, że cię spotkałem. - pocałowałem ją delikatnie, co dziewczyna chętnie odwzajemniła. Zanim Lucien zdążył przechylić klamkę, kobiety już nie było.
- Co ty tu robisz po ciemku? - spytał zaskoczony szatyn, który ledwo trzymał się na nogach.
- Nic. Musiałem się przewietrzyć. - wiem, że nie była to jakaś rozsądna wymówka, ale powinna wystarczyć jak dla pijanego wampira.
- Okej, więc chodźmy się bawić. Panienki czekają. - oświadczył zawzięcie, kierując się ze mną na dół.
- A może już sobie dzisiaj darujemy? W końcu chyba nie chcesz ośmieszyć się w takim stanie przed Tristianem? - spytałem, nie co rozbawiony.
- Chyba masz rację. Dokończmy więc zabawę u mnie w domu albo chodźmy do baru.
- Nie mogę. - odparłem niemal natychmiast.
- Właśnie widzę. - uśmiechnął się szeroko i wskazał palcem na moją żuchwę. Nie wiedząc o co mu chodzi, próbowałem to dotknąć. Pocierając to miejsce, na moich palcach pojawiła się czerwona szminka. Uśmiechnąłem się triumfalnie, przypominając sobie, smak ust Caroline.
- Teraz wiadomo czemu jesteś taki zadowolony.
- Widzę, przyjacielu, że przed tobą nic się nie ukryję. - przyznałem.
    Nie widząc nigdzie ani Tristiana ani Elijaha, wyszliśmy z domu razem z czterema dziewczynami.
- Pędź więc do niej, a ja zamówię taksówkę i pojadę z nimi. - uśmiechnął się do mnie przebiegle, a ja wiedziałem co się święci. Gdyby było to w dawnych czasach w których się poznaliśmy, na pewno byłoby mi ich szkoda, ale moje życie się zmieniło i jakoś nic nie obchodziło mnie, co z nimi zrobi.
- Mam nadzieję, że kiedyś mi ją pokażesz? - spytał z nadzieją Lucien.
- Oczywiście, poznasz ją jako pierwszy. - wszedłem do auta i odjechałem z piskiem opon. Miło było wracać do swojego domu, z pewnością, że ktoś tam już na ciebie czeka.

______________________________________________
Bardzo fajnie pisało mi się ten rozdział zwłaszcza tą scenę Klaroline :) Jak widzicie dzieje się u mnie podobnie jak w 3 sezonie TO, ale uwierzcie mi że ja będę prowadziła to po swojemu, ewentualnie nie które sceny mogą podobne, ale reszta będzie tylko i wyłącznie moim pomysłem. 
Skarżyliście się, że ostatni rozdział był krótki i nawet co po nie którzy grozili mi śmiercią(xD) to mam nadzieję, że warto było czekać i że Was usatysfakcjonowałam :)
PS. Proma będą dodawane od 3 rozdziału .
Czytasz=Komrentujesz

9 komentarzy:

  1. Kochana rozdział jest fantastyczny! Klaroline oczywiście bardzo mnie cieszy i już nie mogę doczekać się dalszego rozwoju wydarzeń. Komentarz krótki, chyba aż zanadto, ale w trakcie czytania rozdziału koleżanka przypomniała mi o jutrzejszym zadaniu, którego nawet nie zaczęłam. Także obiecuję następnym razem jakoś bardziej się rozpisać.
    Trzymaj się♥

    L x

    OdpowiedzUsuń
  2. Długo było trzeba czekać ale warto mam nadzieje ,że next pojawi się w tym tygodniu.

    PS. Mogłabyś ustalić dzień w którym byś wstawiała nowy rozdział w ten sposób uniknęłabyś "śmierci".

    Pozdrawiam i całuje♥

    OdpowiedzUsuń
  3. Omg! Cudo! Dużo Klaroline ❤z niecierpliwością czekam na następny :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam.
    Lucian w serialu też powinien być po stronie Klausa, super są ich relacje.

    OdpowiedzUsuń
  5. Kurde, zaczynam żałować, że nie oglądam TO. To znaczy miałam się za to zabrać na wakacjach, ale jakoś mi nie wyszło, a podczas szkoły to już w ogóle masakra i brak czasu. Pewnie dlatego nie znam połowy postaci, o których mówisz :D
    Nie spodziewałam się, że to Caroline mogłaby się kryć pod maską. Serio, jakoś mi to wcale nie wpadło do głowy, dlatego byłam mega zdziwiona. Ale na miejscu Care pewnie bym się zdenerwowała, że tak ją zapewniał o uczuciach i o tym, że tęskni, a tu idzie upija się z pierwszą lepszą i idzie z nią na górę. Przecież nie wiedział, że to ona :D
    Ale wszystko się dobrze skończyło, przynajmniej w tym rozdziale - zobaczymy jak później. Czekam niecierpliwie na kolejny rozdział :*

    OdpowiedzUsuń
  6. Caroline niezła kokietka, od początku wiedziałam jednak, że to ona kryje się pod tą maską i peruką. Klaroline bardzo udane, aż miło się czyta losy tej dwójki. Czekam na następny :)
    U mnie nowy:
    http://love-is-a-weakness.blogspot.com/2015/11/rozdzia-30-nowy-york.html
    Elena

    OdpowiedzUsuń
  7. Bardzo fajny i rewelacyjny rozdział jak zresztą całe opowiadanie. . . Czekam na następny i życzę dalszych pomysłów pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń