sobota, 28 listopada 2015

Sezon 3 / Rozdział III ''Nic nie trwa wiecznie''

    Proszę o przeczytanie notki.

    Spało mi się o dziwo dobrze, gdy nagle coś zaczęło oświetlać moją twarz. Przetarłem oczy i spojrzałem w tam tym kierunku. To promienie słońca, które wydobywały się z pod firanki. To niemożliwe, że obudziłem się po wschodzie słońca.
    No tak, teraz wszystko układało mi się w głowie. Wczorajszego wieczoru dużo wypiłem, nawet jak na Hybrydę i byłem razem z Lucienem na balu u sztywniaków. Myślałem, nad dalszą układanką moich wczorajszych przygód, ale za nic nie mogłem przypomnieć sobie najważniejszego. Przecież musiałem jakoś wyjść z domu Tristiana? I chwila....a ta szatynka, która miała znajome oczy?
    Nie rozumiejąc niczego, rozejrzałem się po pomieszczeniu. Czemu byłem u siebie w salonie a nie w pokoju? Spojrzałem na godzinę w telefonie, który leżał na stole obok. Była już 10.05. Dla innych to może nie jest późna pora, ale w moim przypadku było inaczej. Miałem więcej roboty do zrobienia niż wszyscy ludzie razem wzięci. Taki już mój żywot, że w każdym dniu mojego życia coś się działo.
    Spróbowałem wstać i cieszyłem się, że nie odczuwam kaca tak jak ludzie. To następny plus bycia wampirem.
    Znów rozejrzałem się po salonie i zobaczyłem moją marynarkę, leżącą na krześle obok kanapy.
    Zaraz, zaraz. Zacząłem sobie nagle coś przypominać. W mojej głowie pokazywały się w szybkim tempie różne obrazy z wczoraj. I teraz pojawiło się jedno zasadnicze pytanie; czemu ta szatynka okazała się blondynką? Z którą się potem całowałem i która mówiła, że wróciła tu dla mnie i o cholera....Caroline. - ostatni wyraz powiedziałem już na głos, będąc w lekkim szoku. Jej imię wypowiedziałem równocześnie z jej pojawieniem się. Wyszła z kuchni, która znajdowała się. obok salonu. Trzymała w rękach szklankę wypełnioną krwią. W dodatku była ubrana w moją białą koszulę, która świetnie na niej leżała i co najważniejsza, ledwo zakrywała jej tyłek.
    Nadal stałem z szokowany i nie poruszyłem się ani o milimetr. Czekałem na jej ruch.
- Dzień dobry. - uśmiechnęła się słodko, patrząc na mnie niewinnie. - Pomyślałam, że może się przydać. - podeszła do mnie i wręczyła mi naczynie z krwią. Skąd wiedziała, która to moja ulubiona? Widocznie nie tylko ja staram się jej dogodzić. Na te myśli uśmiechnąłem się szelmowsko, wszystko już dobrze rozumiejąc i pamiętając.
- Ty naprawdę tu jesteś. - wypiłem na raz zawartość czerwonej cieczy i odłożyłem na stół, aby już za chwilę, objąć uważnym wzrokiem blondynkę. Tak się cieszyłem, że teraz będę mógł się przy niej budzić i cieszyć jej widokiem.
- Tak. - szepnęła i podeszła jeszcze bliżej mnie przez co od pocałunku dzieliło nas parę milimetrów.
    Pogładziłem jej policzek, a kobieta z oddaniem wtuliła go jeszcze bardziej w moją dłoń, przymykając przy tym powieki i rozkoszując się moim dotykiem.
- Nawet nie wiesz jak bardzo za tym tęskniłam. - odrzekła, a jej ciepły oddech owiał moją szyję. Stała nieruchomo, czekając na moje dalsze działania.
    Jej słowa tak mnie usatysfakcjonowały, że postanowiłem przenieść swoje ręce na jej biodra, na co wampirzyca lekko wypuściła powietrze z ust.
- Nawet nie wiesz jak ja tęskniłem za tobą. - szepnąłem uwodzicielsko  i schowałem parę jej opadających kosmyków za ucho.
- Tak w ogóle, przepraszam, że wzięłam twoją koszulę, ale nie miałam w czym spać. - zrobiła niewinną minę i słodko się uśmiechnęła. przegryzając przy tym lekko wargę.
- No tak, w końcu ja cię tu zaprosiłem i nie spełniłem twoich oczekiwań. Pozwól, że teraz dokończymy to co zaczęliśmy na balu. - powiedziawszy to, popchnąłem ją na sąsiednią ścianę i ułożyłem ręce nad jej głową, aby nigdzie mi nie uciekła. Po za tym miałem nad nią doskonałą przewagę i wgląd.
    Dziewczyna w ogóle nie będąc tym faktem zaskoczona ani tym bardziej wystraszona, w geście prowokacyjnym, wychyliła swoją nogę i przejechała nią niby przypadkiem po moim udzie. Oparła się o ścianę i wciąż popędzając mnie do działania, patrzyła mi wyczekująco w oczy.
- A wracając do mojej koszuli, nie masz mnie za co przepraszać. Wyglądasz w niej jak anioł, choć nie ukrywam, że wolę cię bez ubrań. - nasze oddechy coraz bardziej przyśpieszały, a atmosfera w salonie zaczynała przybierać na sile.
- Mam nadzieję, że nie uprzykrzałem ci życia moją pijaną gadką? - spytałem, przedłużając jej tortury. Nie chciałem, aby sobie myślała, że jestem z nią tylko dla seksu, bo tak zdecydowanie nie jest. Żadna, przez całą moją egzystencje, nie znaczyła dla mnie tyle samo co Caroline. Ona jest wyjątkowa.
- Wręcz przeciwnie. Chciałeś, abym wzięła z tobą kąpiel. - słysząc to, oboje parsknęliśmy śmiechem. - Ale widząc w jakim jesteś stanie, nakazałam ci grzecznie spać w salonie i położyłam się koło ciebie. - dokończyła.
- To miło z twojej strony, ale zaraz...spałaś ze mną? - doszło do mnie po chwili, że całą noc spałem u boku kobiety na której bardzo mi zależało i nie mogłem z cierpieć, że tego nie wykorzystałem. No dobra, może trochę zależy mi na seksie. Ale jak się tu jej oprzeć, zwłaszcza gdy sama mnie prowokuję?
- Tak i nawet nie wiesz ile przyjemności mi to sprawiło.
- Szkoda, że nie było tak ze mną i nie było dane mi się przy tobie obudzić. - powiedziałem z udawanym żalem.
- Spokojnie. Przecież teraz będziesz miał to na co dzień, aż w końcu ci się znudzę. - powiedziała i uśmiechnęła się słabo.
- Nigdy. - ozwałem się natychmiastowo i pocałowałem ją gwałtownie, czego dziewczyna nie przewidziała. Następnie rozerwałem jej bluzkę, a raczej moją na strzępy i zacząłem błądzić ustami po jej rozgrzanym ciele. Gdy schodziłem w dół jej brzucha, nagle zadzwonił dzwonek do drzwi, a po paru sekundach ktoś zaczął się dobijać również telefonicznie.
- Musisz odebrać, bo jedno i drugie nie da ci spokoju. - odparła po chwili Caroline, będąc w szampańskim nastroju, zresztą tak samo jak ja.
- Wybrali zły moment. - warknąłem, oddając ostatni pocałunek blondwłosej, a na koniec przegryzłem lekko jej dolną wargę. - Jeszcze z tobą nie skończyłem. -  w moim głosie dało się słyszeć pewność siebie i nie kontrolowane pożądanie, czym jeszcze bardziej przycisnąłem ją do ściany. Dziewczyna tylko zadrżała i wypuściła powietrze ze świstem.
- Ty odbierz telefon, a ja otworzę drzwi. - zadecydowała Caroline i oboje doprowadziliśmy się do porządku. Byliśmy tak sobą zajęci nawzajem, że żadne z nas nie zauważyło w jakim jest stanie. Forbes miała powyrywane wszystkie guziki, a ja no cóż...też nie prezentowałem się lepiej, zwłaszcza, że wczoraj wróciłem całkowicie pijany.

Oczami Caroline:
    Klaus odebrał telefon, gdy ja w tym samym czasie poszłam otworzyć drzwi. Mamy naprawdę pecha, bo cały czas ktoś przeszkadza nam w tym czego oboje pragniemy.
- Klaus...musimy pogadać. - wysoka, krótko ścięta blondynka, nawet nie spojrzała w moim kierunku, mając pewność, że to na pewno Pierwotna Hybryda. Jednak nie słysząc mojej reakcji, po paru sekundach jej uniesiona twarz w moim kierunku, przeradza się w zdziwienie.
    Sama byłam lekko zawstydzona tym faktem, że jestem w samej koszuli i to w dodatku należącej do Klausa. Na szczęście nie wiedziałam kto to jest, więc jak na razie robiłam dobrą minę do złej gry.
- Przepraszam...- kiwnęła głową i uśmiechnęła się szeroko. Było widać po niej, że nie trzeba jej się bać i że wygląda na normalną, miłą dziewczyną, ale pozory zawsze mogą mylić. - W czymś przeszkodziłam? Jest może Klaus? - spytała niezręcznie i dyskretnie spojrzała na mój ubiór przez co jeszcze bardziej zacisnęłam koszulę, aby nie było widać mojej bielizny. Oby dwie uśmiechałyśmy się od ucha do ucha, nie wiedząc jak dalej przeprowadzić rozmowę.
- Tak, jest. - powiedziałam po chwili. - A kim właściwie jesteś? - spytałam, mrużąc oczy.
- Och, naturalnie. - wywróciła oczami na swoją głupotę i podała mi rękę. - Jestem Freya. Siostra Klausa.
- Freya? Ma jeszcze jedną siostrę? Z tego co mi wiadomo jego jedyną siostrą jest Rebekah? - spytałam i dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że dziewczyna mogła poczuć się z tym źle. Ach, powinnam ugryźć się w język zanim coś powiem.
- Owszem, ale w ciągu ostatnich lat dużo się zmieniło. - odparła, w ogóle nie przejmując się moją uwagą, czym mi ulżyła.
- A więc wejdź. - zaprosiłam ją gestem ręki i aby zrobić na rodzinie Pierwotnego jak najlepsze wrażenie, uśmiechnęłam się do niej pogodnie. - Musisz chwilę poczekać, ponieważ Klaus rozmawia z kimś przez telefon.
    Zapadła krępująca cisza, i albo ja albo ona, wysyłałyśmy sobie ukradkowe spojrzenia. Ech...że też Mikaelson musiał teraz gadać przez telefon, gdy ja w tym samym czasie stoję oko w oko z jego siostrą. Nie chciałam, aby tak wyglądało moje spotkanie z jego rodzeństwem.
- Zgaduję, że jesteś Caroline? Gdybyś była jakąś nie ważną przekąską już dawno leżałabyś na ziemi nie żywa, a tymczasem jesteś tutaj. - brzmiało to dość sarkastycznie, ale o dziwo jakoś się jej nie obawiałam. Wiedziałam, że mówi to w dobrej wierzy.
- Zgadza się. Skąd mnie znasz?
- No cóż...od mojego brata trudno jest wyciągnąć jakiekolwiek informacje, zwłaszcza takich, które dotyczą jego życia, ale udało mi się to stopniowo odkryć. Tak się składa, że ostatnio, tylko ja z rodzeństwa jestem przy nim. - odrzekła nie co smutniejąc i patrząc w dal, wyraźnie będąc czymś zamyślona. - Klaus ostatnio ma mało osób przy sobie, którym może ufać, dlatego to mnie się zwierzał. Wiem, a raczej jestem pewna, że mój brat kocha cię tak jak nikogo innego. Po za tym kiedyś natknęłam się na twój rysunek w jego gabinecie. Był naprawdę piękny. Choćby nawet rysowanie ciebie, sprawia, że Klaus może się wyłączyć od tej szarej rzeczywistości. Dobrze, że tu jesteś, Caroline. On przy tobie ma szansę się zmienić. - patrzyła na mnie z dziękującym spojrzeniem i uśmiechnęła się lekko, co chętnie odwzajemniłam.
- Miło, że tak myślisz i dzięki tobie jeszcze bardziej to sobie uświadomiłam. Mam nadzieję, że nie długo będzie mi dane odkryć jego tajemnice i wdrążyć się w wasze życie. - Freya chciała coś odpowiedzieć, gdy nagle z salonu wyszedł mężczyzna, z którym miałam się kochać. Ale właśnie...czy on umie się kochać? Skoro nawet nie umie mi tego powiedzieć wprost to czy będzie w stanie mi to pokazać?
- Caroline, widzę, że już poznałaś moją siostrę. - słysząc jak Hybryda wymawia moje imię, oprzytomniałam i zbeształam się w myślach. Jak w takiej chwili mogę o tym myśleć? Idiotka. Moja mina na wspomnienia, które zostały w salonie była bezcenna.
- Tak i muszę przyznać, że nie żałuję, że to ja otworzyłam te drzwi. - powiedziałam szczerze, obdarzając blondynkę spojrzeniem.
- Świetnie, a więc co jest tak ważnego, że przeszkadzasz nam w takiej chwili? - że co proszę? No ja jestem szczera, ale on przechodzi samego siebie.
- Z wielkim szacunkiem, Caroline. - zwróciła się tym razem do mnie. - Ale jeśli ty możesz przeszkadzać mi w moich schadzkach i chodzeniu na dyskoteki, ja mogę odpłacić ci się tym samym. - uśmiechnęła się zwycięsko, a ja zauważyłam jak Freya ma bardzo podobny uśmiech do Klausa. I dwa dołeczki po tych samych stronach co on. Trzeba przyznać, że dobrze mu powiedziała.
- Nie doceniasz mnie, siostro. Po prostu uważam, że ci kretyni nie są wart ciebie. - powiedział z udawaną drwiną i troską.
- Może od razu znajdź mi kogoś? - spytała Freya, przewracając przy tym oczami, jednocześnie posyłając mi delikatny uśmiech.
- Czemu nie? Tylko najpierw radzę ci się zająć sprawami najważniejszymi, a potem ważnymi. - skwitował. - Zresztą jeśli chcesz znaleźć sobie jakiegoś człowieka...to może się źle skończyć. - uśmiechnął się chytrze, co wyglądało bardzo seksownie i oblizał usta, dając Freyi do zrozumienia, że wyssałby z nich krew. Blondynka tylko posłała mu piorunujące spojrzenie, a Klaus zaśmiał się na głos.
- Spokój dzieci. - odparłam wesoło, włączając się do słownej bójki Mikaelsonów. - A propos Ciebie, Freya. - wskazałam na nią palcem, a dziewczyna zmieniła się w słuch, nie obdarzając mężczyzny ani jednym spojrzeniem. - Często chodzisz na dyskoteki? - spytałam i uśmiechnęłam się przebiegle. Nasze oczy od razu pokierowały się na zdziwionego i lekko wściekłego Klausa.
- Tak. Jeśli chcesz możemy iść razem. W towarzystwie zawsze lepiej.
- To świetnie. Uwielbiam dyskoteki! - odparłam nazbyt wesoło, na co Freya również wydawała się być zadowolona, gorzej z jej męską wersją.
- Ściągasz ją na złą stronę, więc radzę ci mówić do rzeczy. - powiedział poirytowany.
- A nie było by problemu, gdybyśmy porozmawiali na osobności? - spytała zażenowana blondynka, patrząc teraz na mnie. - Przepraszam, ale nie mogę cię narażać.
- Nic nie szkodzi. - uśmiechnęłam się łagodnie i popędziłam do salonu, zostawiając rodzeństwo same.

Oczami Klausa:
- A więc o co chodzi? - spytałem zaciekawiony.
- Widziałam wczoraj Caroline i ciebie jak skradaliście się do jednych z pokoi Tristiana. - było widać, że moja siostra ledwo powstrzymuję się od parsknięcia śmiechem. - Cieszę się, że jesteś szczęśliwy. - było widać, że mówi szczerze. Doceniałem sobie to, że mimo, że moją siostrę poznałem dwa lata temu, to i tak pozostała przy mnie najdłużej.
- Do rzeczy. - uśmiechnąłem się do niej po raz pierwszy dzisiaj w troskliwy sposób i czekałem na to co powie.
- Musisz być bardziej czujny. Widzę jak ci na niej zależy, a tutaj czai się dużo wrogów. Albo ją w to wszystko wtajemniczysz i odpowiednio przygotujesz albo darz ją na pożarcie wilkom. Tristian zrobi wszystko, żeby cię zniszczyć, przecież wiesz. - odrzekła zaniepokojona, ale pewna swoich słów.
- Wiem o tym. Nie dam zrobić jej krzywdy. Jeśli coś się jej przydarzy, to ten problem nie będziemy mieli my, tylko oni. - powiedziałem triumfalnie, uspakajając moją siostrę. - Dowiedziałaś się wczoraj czegoś? Mam nadzieję, że chociaż ty byłaś dyskretna?
- Rozejrzałam się po jego posiadłości i na górze znalazłam tą samą czarownicę, która służyła Lucienowi. Mówiła coś o tym, że wszyscy zginiemy, ale my damy sobie radę, prawda? Zawsze i na zawsze? - spytała wystraszona, oczekując potwierdzenia.
- Tak. Jesteśmy Mikaelsonami i nikt nie da nam rady. Nie gdy jesteśmy pełną rodziną. - nagle coś sobie przypomniałem.
- No właśnie. Trzeba będzie sprowadzić Rebekah z powrotem i Kola również.
- Najpierw jednak zacznę od rozmowy z Elijahem. - zamyśliłem się na chwilę, nie rozumiejąc jak mój zawsze wierny brat mógł wywinąć mi taki numer. - Musimy jechać do tej czarownic. Może powie coś więcej o naszej przyszłości.
- Jednak jest problem. Ona nie żyję. Otruli ją.
- Są sprytniejsi niż myślałem. - odparłem wściekły.
- Musimy jechać do Luciena i o wszystkim mu powiedzieć. - zadecydowała Freya i zgadzałem się z nią w stu procentach, ale ja nie mogłem tego zrobić. Nie wtedy kiedy w moim domu jest Caroline Forbes. Muszę z nią spędzić trochę czasu.
- A nie mogłabyś jechać sama? - spytałem niepewnie. - Wiesz...chciałbym się nacieszyć jej towarzystwem. W końcu nie widziałem jej trzy lata. - zacząłem się tłumaczyć co nie było w moim stylu.
- Rozumiem. Powiedz jej, że miło było ją poznać. To naprawdę fajna dziewczyna, nie spieprz tego. - odparła władczo, na co oboje wybuchnęliśmy śmiechem.
- Masz to jak w banku. - pożegnałem się z siostrą i w wampirzym tempie poszedłem do salonu.
- Długo się nudziłaś?
- Nie. - zaprzeczyła, ale widząc jej gwałtowną odpowiedź, wiedziałem, że kłamie. - Okej, może trochę. Zresztą nawet jak nie ma cię pięć minut to już wtedy się niecierpliwie, a co dopiero piętnaście minut przez ile rozmawiałeś z Freyą.
- No proszę...liczyłaś czas? - spytałem rozbawiony, a dziewczyna skrzywiła się lekko, zdając sobie dopiero teraz sprawę, że nie przemyślała tego co mówi. - Moja siostra kazała ci przekazać, że miło było cię poznać. - w czasie każdego wypowiadanego słowa, podchodziłem do niej coraz bliżej i składałem pojedyńcze pocałunki na jej ustach.
- Naprawdę zależało mi, aby zrobić dobre wrażenie na twoim rodzeństwu. Freya, to naprawdę fajna dziewczyna. - odparła, a ja uśmiechnąłem się w duchu, słysząc to samo z ust mojej siostry.
- No patrz, pięć minut temu Freya powiedziała dokładnie tak samo.
- Naprawdę? - Caroline wyglądała na zdumioną jak i szczęśliwą tym faktem.
-  Tak. Co ty na to, abyśmy to dziś wzięli wspólną kąpiel? - zaproponowałem, ale nim blondwłosa zdążyła się odezwać, ja jeszcze dodałem. - Obiecuję, tym razem bez żadnego spania. - zaśmialiśmy się, po czym chwyciłem Caroline na ręce i zaprowadziłem do łazienki.

20 minut wcześniej ( Klausa rozmawiający z Hayley przez telefon w czasie, gdy Caroline poszła otworzyć drzwi)
Oczami Klausa:
- Co tam,wilczku? - moja przemowa miała zabrzmieć sarkastycznie, zresztą jak zawsze gdy rozmawiałem z Hayley, ale w tym momencie byłem tak przepełniony radością po tym co przed chwilą się wydarzyło, że aż nie potrafiłem udawać złego.
- Bardzo mi przeszkadzasz, więc radzę ci mówić do rzeczy. - postanowiłem tak czy tak się jej odgryźć, aby nie myślała sobie, że to jakiś dzień dobroci dla niej.
- Z przyjemnością. - słysząc rozdrażnienie w jej głosie, uśmiechnąłem się szeroko, wiedząc, że jednak wyprowadziłem ją z równowagi. - Tak się składa, że Caroline przyjechała i umówiła się ze mną za dwie godziny, co robimy? - spytała podenerwowana Hayley. - Chyba nie chcesz powiedzieć jej prawdy?
- Sam już nie wiem. - odpowiedziałem zrezygnowany i  nagle mój dobry humor gdzieś wyparował i przypomniałem sobie o moim najważniejszym skarbie. O mojej córce.
    Wszystko działo się tak szybko, że po raz pierwszy nie wiedziałem co robić. Bal, moje upicie się, potem przyjazd Caroline, teraz jeszcze budzę się przy niej i dochodzi do mnie fakt, że to nie sen, że ona tu jest. Dopiero co oswoiłem się z tą myślą i obiecałem, że wdrążę ją we wszystkie nasze tajemnice, ale jednocześnie muszę zataić przed nią jeden ważny fakt. A za tym wszystkim kryją się jeszcze inne.
- Prawda i tak wkrótce wyjdzie na jaw. Obiecałem jej, że nie będę zatajał przed nią ważnych szczegółów o mojej rodzinie, że poznam ją ze wszystkimi, a teraz mam ukryć fakt, że mam córkę? Jak niby chcesz ją ukryć? - spytałem z oburzeniem, podnosząc głos, ale uspokoiłem się, wiedząc, że Caroline jest nie daleko.
- Zgadzam się po raz pierwszy z tobą, ale nie chcę też jej stracić. A gdy dowie się o wszystkim... będzie po nas. Znienawidzi nas. - odrzekła desperacko Marshall.
    Musiałem się zgodzić również z jej wersją. Już widziałem obraz w głowie, gdzie blondynka patrzy na mnie z żalem. Nie mógłbym tego znieść. Nie teraz gdy pomiędzy nami jest tak dobrze.
- Więc co robimy? - spytała zniecierpliwiona Hayley.
- Zostaw jeszcze dziś u siebie Hope, a ja porozmawiam o tym wieczorem z Caroline. Gdy się z nią spotkasz, masz udawać, jakby nigdy nic się nie stało. - zadecydowałem i z nerwów zacisnąłem mocniej komórkę.
- Okej, ale pamiętaj...bądź ostrożny i odpowiedź jej o tym jak najdelikatniej. W końcu wiesz jaka potrafi być wrażliwa. - pokręciłem głową z politowaniem, słysząc jej słowa. Do cholery...przecież nie jestem Hope, żeby mówiła mi co mam robić i jak rozmawiać.
- Wiem co mam mówić Hayley. Dzięki za troskę. - odrzekłem sarkastycznie.
- Więc zrób to jak najlepiej potrafisz, bo chyba oboje nie chcemy jej stracić.
- Nie stracimy. - powiedziałem dobitnie i rozłączyłem się.

Oczami Caroline:
    Nie wierzyłam, że to się dzieję naprawdę. Właśnie leżałam w wannie pełnej piany, opierając się o tors Pierwotnego Hybrydy. Gdyby ktoś powiedział mi to dwa miesiące wcześniej, chyba bym go wyśmiała. Byłam tak szczęśliwa jak nigdy dotąd. Cudownie było poczuć jego zapach i wtulić się w jego umięśnione ramiona. Przez te emocje zaczęłam się głośno śmiać, czym zyskałam sobie uwagę Klausa. Nachylił się nade mną i wpatrywał z rozbawionym zdziwieniem.
- Co cię tak bawi hmmm? - powiedział, po czym zamruczał wprost do mojego ucha na co przeszedł mnie dreszcz.
- Nie wierzę w to, że tu jestem. Dobrze mi z tobą. - odparłam i patrzyłam mu w oczy, aby wiedział jak bardzo szczerze mówię. Mężczyzna słysząc to pocałował mnie namiętnie, a ja żeby mieć lepszy dostęp do jego twarzy, przychyliłam jeszcze bardziej jego żuchwę.
- Chciałabym tak z tobą leżeć cały dzień. - dotknęłam ręką jego torsu, aby potem w tym samym miejscu złożyć krótkie pocałunki. Spojrzałam na niego i uśmiechnęłam się ponownie. Miałam ochotę skakać z radości, że tu jestem.
- Ja z tobą też. Jednak najpierw trzeba wrócić do tej szarej rzeczywistości. - odparł i zaczął głaskać mnie po włosach. - Nie mogę dać cię skrzywdzić. Dobrze o tym wiesz. - powiedział i lekko posmutniał.
- Heej, nie myśl o tym. - poprosiłam i złożyłam krótki pocałunek na jego ustach. - Na razie masz myśleć o tym jak jest nam wspaniale, a potem możesz wracać do tej szarej rzeczywistości.
- Pozbędę się moich wrogów raz na zawsze, a potem będę leżał tak z tobą przez całą wieczność.
- Nie boisz się, że po tak długim czasie może wystygnąć woda? - spytałam rozbawiona, na co Klaus głośno się zaśmiał.
- To mnie nie obchodzi. Ważne, że ty tu będziesz. Zawsze możemy przejść do sypialni. - powiedział to tak cholernie uwodzicielsko, że gdyby nie to, że leżę w wannie chyba straciłabym grunt pod nogami. Mikaelson zaczął składać pocałunki na mojej szyi, lekko ją przy tym kąsając. Specjalnie mnie torturował, abym poszła z nim do łóżka.
- Muszę koniecznie pokazać ci moją sypialnie. - zaakcentował każde słowo, a ja zdając sobie sprawę w jaki sposób to do mnie powiedział, przekrzywiłam lekko głowę z przyjemności.
- Klaus, nie teraz. - powiedziałam, zachowując mały dystans między nami, inaczej źle by się to skończyło. Trudno mi jest się oprzeć, ale niestety to nie jest odpowiedni moment, zważywszy na to, że jestem umówiona.
- Dlaczego? Próbujesz mi się sprzeciwić? - słyszałam w jego głosie nutkę powątpienia i czułam jego palący wzrok na sobie, podczas gdy wstawałam z wanny.
- To nie tak. - zaczęłam się tłumaczyć, sięgając jednocześnie po ręczniki i opatulając nim całe swoje ciało.
- Nie, nie rób tego. - usłyszałam protesty Klausa, w momencie gdy zakryłam swoje ciało ręcznikiem. Wysłałam mu piorunujące spojrzenie, na co on tylko uśmiechnął się przebiegle.
- Dobrze wiesz, że jestem umówiona z Hayley. Dawno się z nią nie widziałam. - dokończyłam mój wcześniejszy wywód i spojrzałam na Hybrydę przepraszająco.
- Tak samo jak ze mną. - odrzekł rozczarowany Klaus, nadal wylegując się w wannie.
- Obiecuję, że wieczorem ci to wynagrodzę. - podeszłam do niego i złożyłam krótki, ale namiętni pocałunek na jego ustach, po czym nie oglądając się już, popędziłam do pokoju, żeby się przebrać i jechać jeszcze do nowego mieszkania, aby przebrać się jeszcze raz w świeższe rzeczy.
    Nie miałabym nic przeciwko iść na spotkanie w białej koszuli Klausa. Bardzo było mi w niej wygodnie i w dodatku była przesiąknięta jego perfumami. No tak, gdyby nie wyrwane guziki dalej bym w niej chodziła, ale Pierwotnego emocje były silniejsze od tej bluzki. Przypominając sobie to, zaśmiałam się bez głośnie. Muszę koniecznie kupić mu nową koszulę. Oczywiście zawsze bym sobie ją pożyczała, na przykład jako piżamę.

Pół godziny później:
    Weszłam do baru , który nosił nazwę 'Carmen' i rozejrzałam się po pomieszczeniu szukając Hayley.
    Ten budynek znajdował się z jakieś 3 kilometry od mojego nowego domu i bez problemu dało się go znaleźć, ponieważ to najpopularniejszy bar w całym Nowym Orleanie.
    Dzięki swoim wampirzym zmysłom, usłyszałam głośną muzykę. Wchodząc od razu zwróciłam uwagę na scenę po lewej stronie, gdzie jakiś ciemnoskóry mężczyzna śpiewał jazzowe piosenki, a wszyscy wokół się mu przysłuchiwali i bili brawa. Czułam się tu trochę jak jakiś wyrzutek, ale nie miałam czasu o tym myśleć, ponieważ ciemnoskóry mężczyzna wpatrywał się we mnie jakbyśmy byli co najmniej dobrymi znajomymi. Po myślałam wtedy, że może mu się coś pomyliło i żeby nie zawracać sobie tym głowy pokierowałam się jak najdalej od tego typa. Usiadłam, po czym wyczekiwałam z niecierpliwością Hayley. Spóźniała się już pięć minut, ale wcale mnie to nie dziwiło, ponieważ gdy mieszkała w Mystic Falls było tak samo. Dobrze wiedzieć, że chociaż w tej kwestii się nie zmieniła.
- Czemu tak piękna dama siedzi sama? - powiedział ktoś, a ja ponownie wróciłam na ziemię i odłożyłam moje myśli na potem. To znowu ten śpiewak, który mi się przypatrywał. Dziwne, że nawet nie zauważyłam kiedy przestał to robić aż do teraz.
- Właściwie to czekam na kogoś. - odparłam, będąc na pewno nim mniej zainteresowana niż on mną. - Tak poza tym dobrze śpiewasz. - powiedziałam prawdę i czekałam na jego ruch.
- Miło. - uśmiechnął się szelmowsko i nawet jak odwróciłam na chwilę wzrok, aby spojrzeć czy Marshall idzie mi na ratunek, czułam jak mnie przewierca wzrokiem. - Jestem Marcel. - przedstawił się, po czym podał mi dłoń. Gdy tym razem przyszła kolej na mnie, ciemnoskóry pocałował mnie w wierzch dłoni i powiedział.
- Wiem, jesteś Caroline.
- Skąd mnie znasz? - spytałam lekko zaniepokojona.
- Klaus mi dużo o tobie opowiadał. Powiedźmy, że był moim przyjacielem. - wyjaśnił.
- A tak, coś kojarzę. - przypomniało mi się jak Klaus jeszcze w Mystic Falls, opowiadał o tym, że miał tak jakby przybranego syna. - Twoje prawdziwe imię to Marcellus prawda? - spytałam dla upewnienia się.
- Nie wierzę, że Mikaelson wspominał o mnie cokolwiek. Niech zgadnę, pewnie były to same złe rzeczy? - odparł niewzruszony.
- Nie mówił za wiele i bardziej opowiadał o przeszłości. Jeśli jesteś jego wrogiem, wiedz, że we mnie nie znajdziesz sprzymierzeńca. - powiedziałam na starcie naszej znajomości, aby chłopak wiedział co go czeka.
- A czy ja mówię coś o sprzymierzeńcach? - odparł rozbawiony i przysiadł naprzeciwko mnie. - Chciałem tylko poznać dziewczynę Klausa. Trzeba przyznać, że ma niezły gust. - i znów spojrzał na mnie w ten bezczelny sposób. Miałam ochotę mu dać z liścia. - Nie mogłem się doczekać kiedy spotkam dziewczynę, która zawróciła mu w głowie.
- Tak się składa, że to miejsce jest zajęte, więc jakbyś mógł. - ignorując jego słowa, dałam mu do zrozumienia, że chcę się go jak najszybciej pozbyć.
- Oczywiście. - wstał natychmiastowo, ale nadal pozostawał w dobrym humorze. Niby co tak go bawi?
- Widziałaś już jego córkę? - spytał i spojrzał na mnie chłodnym wzrokiem.
- Przepraszam, kogo? - moje oczy rozszerzyły się, a usta uformowały się w literkę 'o'.
- Jego córkę - Hope. Nie wiesz o tym?
Drań, pomyślałam. Widać, że sobie ze mną pogrywa. Przecież Pierwotny powiedziałby mi o tak istotnej rzeczy.
- Kłamiesz. Tacy jak my nie możemy mieć dzieci. - powiedziałam krótko, ale stanowczo. On musi naprawdę mieć jakieś zaburzone ego przez Klausa, bo wymyśla jakieś chore rzeczy.
- Owszem. Wampiry i wilkołaki nie mogą mieć dzieci, ale Hybrydy...to już inna bajka. - odrzekł będąc dumny z siebie.
- Twoje słowa nic nie znaczą. Chcę dowodów. - moja we wnętrza strona miała wielki mętlik w głowie, ale zewnątrz nie dałam tego po sobie poznać. Musiałam pozostać nie ugięta, w końcu to wróg Mikaelsona, więc jest więcej niż możliwe, że kłamie.
- Proszę bardzo. O to zdjęcie Klausa i Hope, które sam robiłem. Jednak śmiem twierdzić, że nie wiesz najważniejszego punktu układanki. Patrz kto jest mamą dziewczynki.
    Nie mogłam w to uwierzyć. To niemożliwe. Spojrzałam na zdjęcie, gdzie Klaus trzymał na rękach jakąś dziewczynkę, która miała parę miesięcy. Jej oczy były łudząco podobne do oczu Pierwotnego. Natomiast obok nich stała uśmiechnięta Hayley. O mój boże.
- Hayley...jest z Klausem? - tylko tyle zostałam z siebie wydukać. Byłam roztrzęsiona tym co odkryłam.
    Marcel nie zdążył odpowiedzieć, ponieważ w tym samym czasie do baru weszła Marshall, którą miałam ochotę zabić.
- A więc wyjaśnijcie to sobie na osobności. - mężczyzna schował pośpiesznie telefon i ulotnił się.
- Witaj, Caroline. Tęskniłam za tobą. - powiedziała, patrząc na mnie z uwielbieniem. Uśmiechnęła się lekko, po czym zaczęła iść w moim kierunku. - Przepraszam  za spóźnienie, ale chyba już wiesz jakie są tu korki? - mówiąc to, przytuliła mnie, a ja z przerażeniem w oczach i całkowicie sparaliżowana, przetrawiłam wszystkie odkryte dopiero co informacje.
- Ty zdziro. - odrzekłam, sama nie poznając swoich słów. - Jak mogłaś mnie tak oszukać? Przecież byłyśmy przyjaciółkami. - mówiłam o dziwo spokojnym i opanowanym tonem, ale za to stanowczym. W środku natomiast wszystko się we mnie gotowało i tylko czekałam aż eksploduję.
- Caroline, o co chodzi? - spytała i zastygła na moment.
- Nie udawaj. Mówiłaś, że nienawidzisz Klausa, a okazuję się, że wy bawicie się w potajemną, szczęśliwą rodzinkę. - syknęłam, czując ból w moim martwym sercu.
- Błagam cię, Caroline. To nie tak...my nigdy nie byliśmy razem. To jednorazowy wybryk. Proszę cię, usiądźmy, a wtedy wszystko ci wytłumaczę. - błagała mnie Hayley, ciągnąć jednocześnie za rękę. Jednak jej słowa już dla mnie nic nie znaczyły. Przecież widziałam na zdjęciu jak mają się sprawy i nie potrzebowałam już tłumaczeń.
- Nie dotykaj mnie. - odsunęłam od niej rękę i zmierzyłam nienawistnym wzrokiem, po czym popchnęłam ją na sąsiednią ścianę. Następnie wyszłam i nawet już nie oglądałam się na boki. Wsiadłam do auta i odjechałam z piskiem opon, nie panując nad tym co robię.

Oczami Klausa:
    Dwie godziny temu dostałem telefon od Hayley, że Caroline o wszystkim wie. Cholera, a przecież chciałem jej wszystko powiedzieć, gdy nadejdzie wieczór. Szczęście nigdy nie trwa wiecznie, ale nie zdawałem sobie sprawy, że również może trwać tak krótko. Sam już nie wiedziałem co jej powiedzieć. Siedziałem w salonie zdenerwowany, gdy nagle usłyszałem dźwięk zgaszonego silnika. To Caroline, przyswoił mój węch.
    Chwilę później usłyszałem jak wampirzyca otwiera drzwi, jednocześnie nimi trzaskając. Potem wchodzi do salonu, gdzie akurat znajduję się ja.
- Proszę cię, daj mi wszystko wytłumaczyć. To było dawno. Jeszcze przed poznaniem ciebie. Nic do niej nie czułem. Zrobiłem to tylko raz, w dodatku po pijaku. - zacząłem się tłumaczyć, nie patrząc na to czy moje słowa są dobrze składniowo czy też nie. Chciałem ją przy sobie zatrzymać i byłem gotów zrobić naprawdę wiele.
    Natomiast Caroline tylko szukała czegoś pośpiesznie, nie obdarzając mnie ani jednym spojrzeniem. Właściwie jej wzrok wyrażał pustkę.
- Tak, tą samą śpiewkę słyszałam od Hayley. Zastrzegaliście się, że siebie nie lubicie, a ja naiwna dałam się na to wszystko nabrać. Jaka ja byłam głupia! - zaśmiała się histerycznie. - Podczas gdy ja myślałam o tobie dzień w dzień przez te trzy lata, ty pieprzyłeś się z nią. Straciłam już zaufanie do dużej ilości osób i byłam pewna, że z tobą będzie inaczej. Tak cholernie się myliłam. - już wolałabym, żeby krzyczała niż aby była opanowana i tak wyrafinowana w swoich słowach.
- Nic nie rozumiesz. Daj chociaż sobie wytłumaczyć! Skąd możesz wiedzieć co robiłem przez te trzy lata? Zbyt bardzo mi na tobie zależało, żeby cię zranić, czy ty tego nie rozumiesz?! - przyszpiliłem ją do ściany po raz drugi tego dnia i potrząsnąłem, aby wreszcie zeszła na ziemię i mnie wysłuchała.
    Nagle usłyszałem szloch. Caroline odwróciła się do mnie tyłem i wpatrywała w okno, tym samym wycierając łzy, abym nie mógł ich zobaczyć.
     Próbowałem jej dotknąć, ale ona jakby wyczuwała moje ruchy i zaczęła się ode mnie oddalać.
- Znalazłam już komórkę, więc mogę jechać. - opanowała dość szybko swoje łzy i zaczęła kierować się do wyjścia, ale coś ją jeszcze zatrzymało. - Nigdy, przenigdy wam tego nie wybaczę. - powiedziała łamiącym się głosem i wyszła w pośpiechu z domu.
    Zostając sam w pomieszczeniu, słyszałem tylko głuchą ciszę. Chociaż nie...słyszałem jeszcze ostatnie słowa Caroline, które odbijały się w mojej głowie niczym echo. Chciałem jej coś jeszcze powiedzieć, ale ona za wszelką cenę na to nie pozwalała. Jutro natomiast zrobię wszystko, żeby mi wybaczyła. Nie mogę pozwolić na to, abym i tym razem został samotny. Aby, osoba, która jest dla mnie wszystkim, teraz odeszła. Nie pozwolę jej na to, gdy jest w moim mieście. Ostatnia nasza rozłąka byłą zbyt długa, aby teraz pozwolił jej odejść. W końcu jestem Klaus Mikaelson - ja nigdy nie odpuszczam. Ta myśl, utrzymała mnie przy dotarciu do celu za wszelką cenę. Caroline jeszcze zapragnie ze mną być, już ja się o to postaram.
______________________________________
Witam Was kochani! :* Przed ostatni rozdział był dodany 15 listopada, a mamy już 28...Jak ten czas szybko leci :( Miałam ten rozdział wstawić już we wtorek, ale masa nauki mi niestety to umożliwiła. Chciałam także Was poinformować, że rozdziały będą dodawane co 2 tygodnie i wcale nie chodzi tu o naukę, a ogólnie o moje prywatne życie, które powoli się sypię i muszę je jakoś poukładać. Poza tym teraz rozdziały będą mega długie, a niestety nie mam takiej zdolności, aby napisać je w tydzień i jednocześnie chodzić do szkoły.
PS. Do tych osób, które nie oglądają TO! Nie martwcie się, że nie jesteście na bieżąco z odcinkami, ponieważ mimo, że mam u siebie te same postacie co w 3 sezonie to i tak prowadzę ich losy i całą akcję, całkowicie inaczej także bez obaw :) 
Czytasz=Komentujesz

9 komentarzy:

  1. Haha Klaus się budzi i ,Czemu byłem u siebie w salonie a nie w pokoju? '' Świetny jak zawsze. Życzę nieskończonej weny ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Uhaghggg. Jak mogłaś to tak zakończyć?! ������ oczywiście rozdział jak zawsze świetnyy �� i oczy wiśvie jak zawsze czekam na next (najlepiej w tym tygodniu... ������) i jak zaszę życzę weny!!!!! BARDZO DUŻO WENY!!!!

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetny! Omg ... Klaus nawalileś :' -( jak mogłeś! :-! A co do rozdziałów rozumiem :-) Szkoła itd... Pozdrawiam i weny życzę :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Klaus musi pogodzić się z Caro, oni nie mogą bez siebie żyć!!! Rozdział świetny życzę weny twórczej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Hahah boże, świetny rozdział. Kurdee, oni muuszą być razem. Klaroline to para idealna, więc bez dwóch zdań chcę ich razem! Życzę weny! ♥
    http://end-of-the-road-jbff.blogspot.com/2015/12/rozdzia-17_5.html#comment-form
    zapraszam do siebie! ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Przeczytałam wszystmo w dwa dni:d najlepszy blog ever ;d dawaj nastepny i Klaus jeny jak on mogl zlamał mi serce oni musze sie pogodzic nie moze byc inaczej . Czekam czekam czekam czekam !:)

    OdpowiedzUsuń
  7. Czekam wciąz i wciąz ;d z moich obliczeń wynika że dwa tygodnie minęły :D
    Dawaj , Dawaj nie mogę sie doczekać ;d Ciekawość zżera mnie od środka;d

    OdpowiedzUsuń
  8. Dziękuję za miłe słowa i zdaję sobie z tego sprawę, dlatego rozdział nowy już jest :) http://anotherstrorycaroline.blogspot.com/2015/12/sezon-3-rozdzia-iv-niedopowiedzenia.html

    OdpowiedzUsuń
  9. No cóż, wiedziałam, że to się nie skończy tak sielankowo, jak Klaus z Hayley planowali... Szkoda, że Care dowiedziała się o Hope w taki sposób. Marcel jednak świnia jest i świnia będzie. No ale co poradzisz...
    Szkoda mi było Klausa strasznie, jak Caroline zrobiła mu awanturę. Ale Caroline z drugiej strony szkoda mi bardziej. Mogli jej powiedzieć wcześniej, zamiast ukrywać prawdę. No zobaczymy, jak to się dalej rozwinie :)
    Buziaki :*

    OdpowiedzUsuń