Oczami Caroline:
Przez ostatnie 10 godzin czułam tylko obrzydzenie i nienawiść. Do samej siebie, jak i do osób, które sprawiły, że czuję w obecnej chwili negatywne emocje.Pierwszą osobą, która od paru godzin jest na mojej czarnej liście to Klaus. Spędziliśmy razem, nie cały jeden dzień, ale widocznie los chciał nam jak najszybciej to ukrucić. Zdawałam sobie sprawę ze słów, że nic nie trwa wiecznie, ale nie wiedziałam, że to szczęście może się tak szybko ulotnić.
Podsumowując, nienawidzę Pierwotnego i nie mam zamiaru z nim być. Jak on w ogóle mógł sypiać z moją najlepszą przyjaciółką?! Na tę myśl robiło się nie dobrze. W dodatku mają córkę. Kto wie...może nadal są razem? Jeśli dowiem się czegoś gorszego, chyba pęknie mi 'serce'. Bardzo mi zależało i nadal zależy na Klausie, ale jego kłamstwa uświadomiły mi, że nie jestem w stanie mu zaufać.
Druga w kolejce jest moja eks przyjaciółka - Hayley. A to wywłoka. Zresztą to chyba najdelikatniejszy epitet jaki na nią użyłam. Byłam naiwna, że jej zaufałam. Gdy mówiła, że już wcześniej znała Hybrydę mogłam ją 'przycisnąć' i bardziej wdrążyć się w ten temat. W każdym bądź razie straciłam i chłopaka i przyjaciółkę.
Wpatrując się intensywnie przez szybę kawiarni w tętniący życiem Nowy Orlean, uświadomiłam sobie, że ktoś na mnie patrzy. To Elijah, z którym byłam umówiona. Było mi wstyd, że zostałam przyłapana na rozmyślaniu o jego bracie. Moja mina musiała wyglądać żałośnie.
Starszy Mikaelson jak zawsze prezentował się perfekcyjnie. Miał na sobie czarny garnitur, w którym wyglądał przystojnie. Doprowadziłam się do porządku i uśmiechnęłam ciepło w jego stronę, wstając.
- Miło cię widzieć.
- Mi ciebie również, Caroline. - odrzekł całkiem szczerze i jak na dżentelmena przystało, ucałował wierzch mojej dłoni. Po zmierzeniu się wzajemnie wzrokiem od stóp do głów postanowiliśmy usiąść.
- Przypomnij mi, ile to się już nie widzieliśmy? - spytał zaciekawiony, opierając rękę na swojej żuchwie.
- Dokładnie to trzy lata.
- W tym czasie naprawdę dużo się zmieniło. Choćby nawet ty się zmieniłaś.
- To znaczy? - zmrużyłam oczy, czekając na to co odpowie. Musiałam przyznać, że czułam się dobrze w jego towarzystwie.
- Twój ubiór się zmienił. Masz dłuższe włosy. I widać, że coś cię trapi. - przyznał z oczywistością, a ja tak jak byłam zdumiona faktem, że zauważył we mnie zmiany, których chciałam dokonać, tak wypowiadając trzecie zdanie mnie zasmucił.
Nie chciałam opowiadać mu to co się wydarzyło pomiędzy mną a jego bratem. Nie czułam się jeszcze na siłach.
- A ty za to nic się nie zmieniłeś. Spostrzegawczy jak zawsze. - powiedziałam, uśmiechając się sztucznie.
- Niech zgadnę, pewnie chodzi o Niklausa? - spytał, nie dając za wygraną.
- Powiedźmy. - przegryzłam wargę i byłam zażenowana, że ten temat właśnie się zaczął.
- Przecież wiesz, że mi możesz zaufać. - zapewnił, a ja poczułam ciepło rozchodzące się po moim wnętrzu. Miło było słyszeć, że komuś w tym popieprzonym miejscu, pełnym wampirów, czarownic i wilkołaków, można zaufać.
- W sekrecie mogę zdradzić ci, że ja również nie mam z nim dobrych relacji.
- Nie wierzę. Zawsze przy nim byłeś i wspierałeś. - odparłam zdziwiona.
- Tak, ale poróżnili nas wrogowie i patrzenie na świat z innej perspektywy. Dopadła nas bolesna przeszłość. - dopiero teraz mogłam zobaczyć jak Elijah Mikaelson jest smutny.
- Ja zdradziłem ci pewną część tajemnicy, więc teraz twoja kolej. - szybko się ogarnął, jednocześnie spoglądając mi w oczy.
- Pokłóciliśmy się o Hayley. Reszty chyba nie muszę ci mówić, bo dobrze ją znasz. - odruchowo przegryzłam wnętrze policzka i czekałam na reakcje mojego towarzysza.
- Mówiłem mu gdy byliśmy jeszcze w Mystic Falls, aby ci powiedział. - westchnął, nie dowierzając w to co się stało. - Tak, przespali się i tak mają córkę, ale uwierz mi, że wszystko się skończyło nim się zaczęło. - no cóż...jemu w tej sprawie mogłam ufać jak nikomu innemu. Czasami lepiej pogadać z osobą, która zna Hayley i Klausa lepiej ode mnie.
- Chcę poznać twoją wersje. - odparłam dobitnie.
- Było to dokładnie 7 lat temu. Mój brat tworzył wtedy swoje hybrydy, aby stać się silniejszym i mieć osoby od swojej brudnej roboty.
- Niech zgadnę..jedną z tych hybryd była Hayley? - przerwałam mu, chcąc dowiedzieć się tego jak najszybciej.
- Tak. - przyznał. - Wtedy mieszkała w naszym domu. Pewnego razu ona i Klaus, upili się, nie wiedząc co robią, przespali się ze sobą. - spojrzał na mnie dyskretnie, aby upewnić się czy ma mówić dalej. Zgodziłam się bez wahania, wiedząc, że te wiadomości mogą być dla mnie nie przyjemne, ale byłam zbyt ciekawa, aby zostawić ten temat w spokoju.
- Mimo tego co się stało, Hayley z Klausem jeszcze bardziej się nienawidzili i czuli do siebie obrzydzenie. Co do ich córki, to mój brat nie zdawał sobie sprawę z konsekwencji. Myślał, że będąc hybrydą nie może mieć dzieci, ale jak wiesz wyszło na odwrót jego założeniom. W każdym bądź razie oni nigdy nie byli razem i łączy ich tylko Hope. - a więc tak ma na imię córka Klausa. Chyba nawet domyślam się czemu wybrał to imię. Jednak nie chciałam mówić tego wszystkiego przy Elijahy.
- Myślałam, że będzie gorzej. - powiedziałam prosto z mostu, powoli wypuszczając powietrze. - Zbyt szybko i pochopnie ich oceniłam. Nie dałam im tego wytłumaczyć. - w tej chwili poczułam się naprawdę źle z tą myślą.
- Mimo wszystko, któreś z nich mogło mi to wcześniej powiedzieć. Ulżyło mi po twojej wersji wydarzeń, aczkolwiek trudno będzie mi teraz im zaufać.
- Co planujesz z tym zrobić, jeśli można spytać?
- Nie wiem. - powiedziałam zgodnie z prawdą, czując że mam duży mętlik w głowie.
- Na razie muszę sobie to jakoś poukładać w jedną całość. To za dużo wiadomości jak na jeden dzień. Czas pokaże jak to wszystko się potoczy. - postanowiłam, że właśnie to będzie moją taktyką. Oby skuteczną.
- Przepraszam, że gdy pierwszy raz zobaczyłam cię od 3 lat, rozmawiam z tobą o takich rzeczach. - dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że od razu zaczęłam mu się żalić, co mogło wyglądać nie zbyt mądrze. - Pewnie masz o wiele więcej problemów niż ja, w końcu jesteś Mikaelsonem.
- To prawda. - mężczyzna zaśmiał się szczerze.
- Cieszę się, że chociaż mogłam cię rozbawić. - chciałam zapytać go o jeszcze o kogoś, ale postanowiłam, że przełożę to na kiedy indziej.
- A właściwie co słychać w moim starym miejscu zamieszkania? - mówiąc to, od razu przypomniałam sobie ostatnie tygodnie w Mystic Falls.
- No cóż...jeśli chodzi o moich przyjaciół, w ich życiu naprawdę wiele się zmieniło. Elena jest z Damonem, co raczej nie powinno cię dziwić. - znów parsknęliśmy, zapewne przypominając sobie o tym jak to wampir starał się o względy mojej przyjaciółki.
- Bonnie jest z Jeremy. A Stefan, uwaga, uwaga...z Katherine. - zostawiłam ich specjalnie jako wisienka na torcie.
- Żałuję, że mnie przy tym nie było. W zasadzie przydałaby mi się taka odskocznia.
- Jeszcze zaznasz szczęścia. - zapewniłam go, a on wpatrywał się we mnie jak przyjaciele w przyjaciółkę.
Nagle przypomniałam sobie, że jestem umówiona z jego siostrą.
- Będę już szła, Elijah. Muszę jeszcze się z kimś spotkać. Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe? - nie mogłam mu powiedzieć, że umówiłam się z jego siostrą. ponieważ pomyślałby sobie, że żalę się obojgu z nich, a bardzo nie chcę, aby zmienił o mnie zdanie.
- Oczywiście, że nie. Jednak następnym razem musimy spotkać się na znacznie dłużej. - odrzekł, po czym ponownie ujął moją dłoń i ucałował, żegnając się ze mną w ten sposób.
- Masz to jak w banku i tym razem to ty mi się zwierzasz. - powiedziałam dobitnie, opuszczając jednocześnie kawiarnię.
____________________________
Szłam ulicami Nowego Orleanu, mając wrażenie, że ktoś mnie obserwuję. Nie mogłam wyczuć kto konkretnie jest tą osobą, ponieważ było tu tak samo dużo wampirów co ludzi.Odwracanie się, też nic nie dało, ponieważ za mną znajdowało się tuzin osób. Może to moja wyobraźnia? Pomyślałam, ale nie byłam do końca tej myśli pewna.
Gdy już miałam iść do wcześniej umówionego miejsca z Freyą, nagle ktoś zaszedł mnie od tyłu. Wzdrygnęłam się, czując jak ktoś łapie mnie za rękę.
Ujrzałam blond bujną czuprynę i szczery uśmiech. No tak, widzę, że siostra Klausa uwielbia straszyć ludzi. Widocznie ma to we krwi.
- O mój boże. - odetchnęłam głęboko, doprowadzając się do porządku. - Ale mnie przestraszyłaś. - spojrzałam na nią śmiertelnie poważnie.
- Przepraszam. Nie masz się o co martwić. Przy takiej ilości ludzi nikt by cię nie porwał. - zapewniła wesoło.
- Chyba, że wcześniej ten ktoś może zahipnotyzować całe miasto. - odrzekłam, będąc mniej ożywioną całą konwersacją.
- O tym nie pomyślałam. - przyznała i uśmiechnęła się słabo.
Po Nie których poczynianiach Freyi, widać, że jest ona z Mikaelsonów, ale ta spontaniczność zdecydowanie nie pasowała do tej rodziny. Chociaż może to i lepiej, że nie przesiąkła tą rodziną totalnie.
- Aczkolwiek dzisiaj nic ani nikt nie zepsuję nam dobrej zabawy. - blondynka spojrzała na mnie entuzjastycznie, a ja zmrużyłam oczy, nie wiedząc o co jej chodzi.
- Zaraz, przecież miałyśmy tylko pogadać?
Pogadać - tak, chętnie, ale impreza? No cóż, to dobry pomysł, aby zapomnieć o Klausie, ale czy chcę mi się bawić w takiej chwili? Niekoniecznie.
- To też, ale po wszystkim musimy trochę popić i potańczyć z tutejszymi chłopcami. Wiem co mówię, w końcu sama mam dużo problemów ze swoją szaloną rodzinką. Odskocznia ci się przyda. - musiałam przyznać, że Freya ma dar przekonywania.
- Sama nie wiem...
- No zgudź się, będzie fajnie. - czy ona się naćpała? Jest naprawdę bardzo, ale to bardzo wesoła.
- Chyba nie mogę oprzeć się twoim błaganiom, a tym bardziej dobremu humorowi. Musisz mi koniecznie zdradzić jak to robisz, że mimo tylu kłopotów jesteś taka ożywiona, co? - spytałam, przekonując się do jej entuzjastycznego zachowania.
- No cóż...przede wszystkim cieszę się chwilą. Chcę zachowywać, oczywiście jeśli czas mi na to pozwala, jak normalna, zwykła dziewczyna. No dobra, może nienormalna i nie niezwykła, ale liczą się starania. A teraz właśnie idziemy na największą imprezę w Nowym Orleanie i nie możemy tego przegapić.
- Masz rację, chodźmy jak najszybciej.
2 godziny później
Oczami Klausa:
Siedziałem w pobliskim barze z moim przyjacielem i popijałem smutki, opowiadając mu jednocześnie co stało się wczorajszego wieczoru.
- No i co, zdążyłeś ją zatrzymać? - podpytywał zaciekawiony Lucien, trzymając szklankę bursztynowej cieczy w dłoniach.- Nie. Ona już nie chciała mnie słuchać. Odjechała i do dzisiejszej pory się nie odezwała. Dzwoniłem do niej chyba ze 20 razy i nic. - powiedziałem zrezygnowany i bardzo wkurzony, a moim jedynym lekarstwem był Burbon, którego właśnie wypiłem ze szklanki.
- Kiepska sprawa. - szatyn pokiwał głową i był tak samo zawiedziony jak ja. Dobrze było mieć przy sobie takiego kogoś, komu zawsze można się zwierzyć, Zacząłem inaczej postrzegać słowo 'przyjaciel' i dzięki temu zyskałem sobie aż dwóch.
- Przyjechała dwa dni temu, wszystko zapowiadało się jak najlepiej, a tu jak zwykle wszystko się spieprzyło.
- Wyjaśnij jej to jak najszybciej, a jeszcze będziecie mieli szanse być razem.
- Szansę? Ja muszę być tego pewien! - wrzasnąłem, a ludzie siedzący w pobliżu mnie, spojrzeli się na mnie ze zdziwieniem. Najchętniej wyssałbym z nich krew, ale nie mogłem zrobić tego w miejscu publicznym. Na razie musiałem zaspoikoił towarzystem Burbonu i Luciena.
- W takim razie, zamiast siedzieć tu bezczynnie mógłbyś zacząć jej szukać. - musiałem przyznać, że zmotywował mnie do działania.
- Masz rację. Zrobię wszystko, żeby ją zdobyć. - upiłem resztki trunku z butelki i ruszyłem błyskawicznie do wyjścia.
- Poczekaj, jadę z tobą. - powiedział pośpiesznie Castel, po czym chwycił butelkę alkoholu i wybiegł za mną.
W tym samym czasie:
Oczami Freyi:
Razem z Caroline od dwóch dobrych godzin, bawiłyśmy się świetnie. Nie stroniłyśmy ani od mocnych trunków, ani od facetów, że już o dzikich pląsach na parkiecie nie wspomnę.Na pewno zwróciliśmy na siebie uwagę, ponieważ tuż u naszych stóp pojawiła się masa mężczyzn, śliniąc się na nasz widok lub pogwizdując z uznaniem. Dobrze, że mój brat tego nie widzi, bo inaczej zabiłby każdego z nich, ale Caroline widocznie ich towarzystwo nie przeszkadza.
Widząc ten widok uśmiechnęłam się szeroko i musiałam przyznać z satysfakcją w duchu, że udało mi się poprawić jej humor.
- Gdzie idziesz? - nim się odwróciłam, moja towarzyszka podeszła do stołu przy którym wcześniej siedziałyśmy.
- Widzę, że udało ci się na chwilę zapomnieć o problemach? - podeszłam do niej i spytałam, aby upewnić się czy naprawdę się tak dobrze bawi czy to tylko iluzja.
- Zdecydowanie. - przyznała z dezaprobatą. - Dziękuję. - blondynka chwyciła butelkę Whiskey i dopiła ostatnie resztki.
Przyglądałam się jej, gdy nagle usłyszałam, że z kieszeni jej spodni wydobywa się dźwięk telefonu.
- Niech zgadnę...to mój brat? - nie musiałam w zasadzie o to pytać, ponieważ było oczywistym, że to on.
- Niestety. Dzwoni już trzydziesty raz od rana, a ja cały czas go ignoruję. - odpowiedziała z żalem, przypatrując się wirujące komórce. W tym momencie oby dwóm zrzedła mina.
- Daj, ja odbiorę. - odrzekłam pewna siebie i nim Caroline zdołała zabrać mi telefon, on już był w moim zasięgu. Słyszałam protesty z jej strony, ale nic na to nie poradzę, że po alkoholu robię się bardzo odważna.
- Klaus, to ja Freya. - powiedziałam pierwsza, nim to on zdąży negatywnie wszystko rozpatrywać. - Czego chcesz od Caroline? Dobrze wiesz, że ona nie chcę z tobą gadać. Daj jej czas. - wypowiedziałam wszystko zgodnie z prawdą i czekałam na jego reakcje, w czasie gdy jego ukochana złapała się za głowe, sądząc, że źle się to skończy.
- Z tego co wiem to nie twój telefon i nie musisz dyrygować Caroline jak i mną. Nie chcę rozmawiać z tobą. Daj mi ją natychmiast do telefonu! - wrzasnął, a ja zadrżałam, wiedząc w jakim humorze jest. Jego nastrój odbiegał daleko od mojego.
- Spokojnie, braciszku jest pod dobrą opieką o resztę już nie musisz się martwić. - wampirzyca chciała usilnie zabrać mi telefon, ale na szczęście byłam sprytniejsza.
Nagle ktoś do nas podszedł i poprosił Caroline do tańca. Wtedy na myśl przyszedł mi dość szatański plan.
- Przepraszam, ale nie jestem w nastroju do tańczenia. - odpowiedziała zrezygnowana, podczas gdy chłopak nie przyjmował żadnych odmówień. Widać było, że dziewczyna mu się podobała.
Przyglądałam się im, podczas, gdy Klaus wciąż krzyczał, ale nawet go nie słuchałam.
- Idź, potańczyć. Rozerwij się. Chyba nie odmówisz tak przystojnemu chłopakowi? - Aha. Punkt dla mnie. Caroline i założę się, że mój brat również, zdębieli. Po drugiej stronie słuchawki nagle wszystko zamilkło. Moja towarzyszka chyba wiedziała co mi chodzi po głowie i nie chętnie zgodziła się na jeden taniec.
- Co to ma znaczyć?! Czy ty właśnie mówiłaś do Caroline? - głos w słuchawcę po chwili się odezwał.
Widząc, że dziewczyna się oddala i rozmawia o czymś z nowo poznanym mężczyzną, postanowiłam skorzystać z okazji i wdrążyć swój świetny plan.
- Gdzie jesteście? - spytał podenerwowany.
- Dobra. Posłuchaj. Daję ci ostatnią szansę, abyś znów nie spieprzył waszych relacji. Jesteśmy w klubie 'Atlanta'. Radzę ci znaleźć jak najlepsze argumenty, bo twoja ukochana jest nie ugięta. - odparłam dobitnie i usłyszałam jak połączenie zostało zerwanę. Jeśli to on pierwszy się rozłączył to pewnie zaraz tu będzie.
Zamówiłam kolejną butelkę Whisky i nalałam sobie do szklanki, jednak nim zdążyłam się napić podeszła do mnie Caroline.
- Tak szybko? I jak było? - oddałam jej telefon i aby nie być osamotniona, nalałam i jej.
- Nie pytaj. Lepiej mów jak poszło tobie? Nie wierzę, że tak po prostu go spławiłaś?
- Jestem jego siostrą i mimo, że znam go tylko od trzech lat, wiem dość dobrze jak z nim postępować.
- Więc twierdzisz, że nie jest taki trudny w obsłudze? - spytała i roześmiała się na głos. Następnie stuknęłyśmy się szklankami i wypiłyśmy wszystko jednym duszkiem.
Forbes jeszcze raz spojrzała na wyświetlacz swojego telefonu.
- Widzę, że użyłaś dobrych argumentów, bo już się nie dobija. Dopiero 2 rano, więc noc jeszcze młoda. Chodźmy na parkiet. - oj tak, Caroline, podjęłaś bardzo dobrą decyzje. Jak Klaus to zobaczy, na pewno nie będzie zadowolony, o to właśnie mi chodzi. A finał...no cóż, będzie piękny. Ciekawa jestem czy już dzisiaj wpadną sobie w ramiona?
- Freya, mówię coś do ciebie. - zaczęła wymachiwać ręcami tuż przed moimi oczami.
- Tak, chodźmy. - położyłam nacisk na te słowa i uśmiechnęłam się wesoło, biegnąć na parkiet.
Oczami Klausa:
Klub 'Atlanta' znajdował się 10 minut od mojego domu, ale wiedząc, że mam obsesję na punkcie mojej nowej misji dotarłem tam z piskiem opon w 5 minut. Misja! Tak to dobre określenie na to co mam w tym momencie do zrobienia. Ta dziewczyna, zawróciła mi w głowie, stwierdziłem w duchu i zgasiłem silnik.Co ja bym zrobił bez mojej siostry? Dzięki niej jeszcze nic nie jest stracone. Miło, że opiekowała się Caroline.
Wysiadłem z auta razem z Lucienem, który uparł się, że chcę mi towarzyszyć, nie mając czasu skręcić mu karku, zgodziłem się. Co było dużą pomyłką, ponieważ przez całą drogę paplał jak to on by nie postąpił. Jeden plus to taki, że wziął ze sobą Burbon, którego teraz potrzebowałem. Upiłem sporego łyka, następnie kierując się do wejścia, gdzie z daleka było słychać głośną muzykę i bawiących się ludzi. Rozglądając się po pomieszczeniu zauważyłem naprawdę dużo ludzi. Co mogło skończyć się źle, ponieważ dzisiaj w ogóle się nie pożywiałem. Dobrze, że mam alkohol, który na chwilę uśmierzy mój głód.
- Są tam. - powiedział Lucien, wysuwając się do przodu i pokazując palcem w kierunku tańczącej Freyi i Caroline.
Wygląda tak pięknie. Jej blond włosy i jasną aurę, zauważyłbym na drugim końcu miasta.
Staliśmy w miejscu przez dobrych parę minut i patrzyłem jak dwie ważne mi osoby tańczą na parkiecie. Nie zmienia to faktu, że nie jestem zazdrosny, bo jestem i to cholernie. Podchodząc bliżej, widziałem jak dość duża grupka facetów wpatrywała się w nią z pożądaniem, takim jak ja zawsze kiedy ją widzę. Chciałem zrobić z nich rzeź, ale ta anielica, na pewno by tego nie pochwaliła.
Spojrzałem kątem oka na Luciena, który wiedział już co robić. No cóż...musiałyśmy je stąd zabrać, bo były tak pijane, że ledwo trzymały się na nogach, a mimo to nadal tańczyły.
Nim bardziej się zbliżałem, zobaczyłem, że Caroline już zaczęła rozmawiać z jakimś chłopakiem, który zapewne chciał ją tylko wykorzystać.
Podbiegłem tam szybko i odepchnąłem go gwałtownie.
- Klaus...mój bohaterze. - myślałem, że śnie. Spodziewałem się wszystkiego zaczynając od jej neutralnego zachowania moją osobą, a kończąc na wściekłości. A tu proszę jaka urocza. Lubiła mnie zaskakiwać, zresztą jak zawsze po pijaku. Wtem przypomniało mi się jak tańczyła na moim stole, w mojej w koszuli, co miało miejsce jeszcze w Mystic Falls.
- Co tutaj robisz? Zawsze wiesz kiedy się zjawiać. - czy mi się wydaję, czy ona ze mną flirtuje?
- Przyjechałem po ciebie, żeby uratować cię od oprawców, którzy patrzą na ciebie jak gwałciciele. - powiedziałem dobitnie, a ją chyba zatkało, bo otworzyła buzię ze zdziwienia. Następnie nachyliła się nade mną, aby nasze twarze znajdowały się na równi.
- Czyżbyś był zazdrosny? - kochałem, a zarazem nienawidziłem gdy bawiła się mną w takich sposób. Doprowadzała mnie tym do granic wytrzymałości. Najchętniej posiadłbym każdy jej kawałek ciała, w tym klubie, na tym parkiecie. A ona zamiast owijać sobie mnie wokół palca, jęczałaby z odczuwalnych doznań. Wyobraziłem to sobie przez chwilę, ale zniesmaczyłem się myślą, że jest tu aż tak dużo ludzi.
A teraz, przez chwilę zastanawiałem się nad jej pytaniem. Oczywiście, że byłem zazdrosny, ale czy się jej do tego przyznać? Niech stracę i tak jutro nie będzie tego pamiętała.
- Tak, jestem zazdrosny, ale przyjechałem tu głównie po to, aby wszystko z tobą wyjaśnić...- jednak nim zdążyłem dokończyć zdanie, Caroline uciszyła mnie, dotykając palcami moich ust.
- Nie mówmy teraz o tym. Cieszmy się chwilą, zanim jutro zdążę cię ponownie znienawidzić. - mówiąc to przez chwilę zdawało mi się, że mówi to całkiem szczerze, już nie pod pływem alkoholu. Oby dwoje posmutnieliśmy, dobrze wiedząc, co nas jutro czeka.
- Masz piękną córeczkę. - zaczęła, na co się wzdrygnąłem.
- To miłe z twojej strony, ale skąd wiesz jak wygląda? - zdziwiłem się, ponieważ nie przypominam sobie, abym pokazywał jej zdjęcie Hope.
- To nie ważne. W dodatku ma takie piękne imię - Hope. - w jej ustach, imię mojej córki brzmiało cudownie. - Chyba domyślam się dlaczego.
- A więc oświeć mnie. - i znów zachowywaliśmy się jak dwójka normalnych osób, która nie widzi świata poza sobą. Niestety to tylko chwilowę i jutro wszystko rozbłyśnie się niczym bańka mydlana.
- Hope, czyli nadzieja. Nadzieja na to, że dzięki niej będziesz w stanie się zmienić. Jest nadzieją na wszystko co dobre. - szepnęła, a ja spojrzałem w jej piękne, błękitne oczy, które były wyraźnie zainteresowane moją osobę. Biła z nich prawda.
- Masz rację. - stwierdziłem, zdając sobie sprawę, że jeszcze nikt nie sprawił, abym z kimś się tak dobrze zgadzał.
- W dodatku macie takie same oczy. - przybliżyła się do mnie i oparła swoje czoło o moje. Oddychaliśmy w przyśpieszonym tętnem i bez słów, cieszyliśmy się swoją obecnością. Dzięki temu co dzisiaj od niej usłyszałem, miałem chęć zamieszkać z nią już na zawsze i pokazać jej moją córkę z którą na pewno by się zaprzyjaźniła. Chciałem, abyśmy byli rodziną.
Nagle intymną chwilę przerwał dźwięk przychodzącego SMS. Odciągnęliśmy się od siebie, a ja wyjąłem telefon z kieszeni.
Od Luciena:
'Jak zwykle musiałem jechać taksówką. Chyba muszę zacząć się do tego przyzwyczajać. Nie chciałem Wam przeszkadzać, więc nie wiele myśląc, wziąłem twoją nie przytomną siostrę i zawiozłem bezpiecznie do domu. DO SWOJEGO DOMU.'
Wiedział jak mnie wkurzyć, ale chociaż raz zrobił coś dobrze i zaopiekował się Freyą. Jednak za to, że zabrał ją do swojego domu, mu nie daruję i pewnie skończy się to jakimś skręconym karkiem. Biedna Freya, pomyślałem i pokręciłem głową z rozbawieniem. Następnie wziąłem się za odpisywanie na jego wiadomość.
Od Klausa:
'Widzę, że już dawno ode mnie nie oberwałeś. Jeśli dowiem się, że coś jej zrobiłeś, zginiesz marnie'.
Oczywiście była to nie prawdziwa groźba, ale wolałem zachować nawet między przyjaciółmi lekki dystans i nie pozwolić im wejść na głowę.- Coś nie tak? - od telefonu oderwał mnie zmartwiony głos Caroline.
- Nie, wszystko w porządku. Widze, że jesteś zmęczona. Chyba starczy ci na dzisiaj. - powiedziałem troskliwie, na co wampirzyca tylko pokiwała głową.
Widząc jak jej oczy się zamykają, wziąłem ją na ręce i miałem gdzieś miejscowych gapiów. Ważniejsze było dla mnie bezpieczeństwo tej dziewczyny.
Wsadziłem ją do auta po stronię pasażera i sam zająłem miejsce kierowcy. Mimo wszystko, Caroline otworzyła jeszcze oczy i powiedziała ostatnie zdanie zanim zasnęła.
- Dobrze, że po mnie przyjechałeś, po mimo, że jutro może być różnie między nami, wiem, że chcę się obudzić przy tobie.
_____________________________
Cześć moi mili! :*
Czy tylko mi się wydaję, że zbyt bardzo upijam moich głównych bohaterów? Ale chyba im to na dobre wychodzi, jak sądzicie?
Długo trwało zanim wstawiłam kolejny rozdział, ale jak wspominałam teraz rozdziały będą pojawiały się rzadziej. Dlatego mam dla Was niespodziankę w postaci nowego zwiastunu :) Mam nadzieję, że się spodoba.
Czy ja ci mówiłam że cię kocham? Serio Kath i Stefan ? Rozdział boski czekam na nn.
OdpowiedzUsuńKochana, rozdział jest boski<3 Niby żadnej większej akcji nie było, a ja i tak nie wiem, od czego zacząć. Może od tego, że ogromnie współczuję Care. Zostać zdradzoną przed dwie najbliższe osoby nie jest zbyt ciekawym uczuciem, ale też powinna chociaż zostać i dać sobie wytłumaczyć. Klaus, w Tobie cała nadzieja! I nie żeby coś ale czekam na jakiś taki seksi fleksi klarolinowy momencik następnym razem :D
OdpowiedzUsuńps. zapraszam na nn;) >>> http://make-me-heart-attack.blogspot.com/
L x
Super, nie mogę się doczekać nowego , czy Caroline jak wytrzeźwieje ucieknie od Klausa, a może zrozumie ze kocha go i chce zyć przy jego boku . Nie moge sie doczekać kolejnego rozdziału czekam i czekam . Jesteś najlepsze :*
OdpowiedzUsuńSuper jak zawsze, tylko mam jedną małą uwagę. Fajne sceny CK piszesz, ale brak mi The Strix i ich niecnych knowań. No bo Marcel sabotujący związek Klausa to taki sobie czarny charakter. Nie że to źle, ale trochę za bardzo zagłębiają się w życie osobiste i nie przejmują się wiszącą nad nimi wizją upadku.
OdpowiedzUsuńRozumiem cię doskonale, dlatego też obiecuję ci że następnym razem będzie dużo knowań. Tylko wiesz...wszystko w swoim czasie. To nie jest proste gdy w jednym rozdziale masz napisać aż tyle i tak moim zdaniem piszę dużo, a poza tym nie mam za bardzo czasu aby pisać jeszcze dłuższe rozdziały, także wybacz :( Obiecuję, że w następnym rozdziale wszystko bardzo się rozwinie. Chciałam po prostu bardziej pokazać relacje pomiędzy KC, ale szykuję w następnym rozdziale małą niespodziankę, więc mam nadzieję że się nie zawiedziesz i zostaniesz na dłużej :)
UsuńOczywiście że zostanę i rozumiem, że nie starcza ci czasu na zawarcie wszystkich swoich pomysłów. Ja mam odwrotny problem - za dużo akcji, za mało ckliwych scenek. Zapraszam
Usuńhttp://malachaiparkerkolmikaelson.blogspot.com/?m=1
Jeszcze jedno. Robisz zwiastuny sama, czy ktoś je wykonuje? Jak tak to mogłabyś podać link?
Usuńrobię sama :) Tu masz link do moich wszystkich filmików: https://www.youtube.com/channel/UCvbq8au7ArvoLAWJbQeob6g/videos
UsuńPrzypomniało mi się coś. Aurora! Koniecznie daj Aurorę i jej obsesję na punkcie Klausa! Już na tej imprezie myślałem, że tajemnicza kbirta w masce to ona. Weny życzę!
UsuńCzekam na next
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Biedna Caroline :-( Fajnie że pokazała pazurki :-D Klaus w tobie nadzieja !:-))
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i weny życzę :-*
Czekam czekam moze dodasz teraz szybciej ? tak ładbie prosze :)
OdpowiedzUsuńWciagneło mnie twoje opowoadanie i jestem ciekawa co bedzie dalej. Weny życze i pozdrawiam :)
Nie lubię jak Klaus i Care się kłócą, ale kocham jak się godzą 😂 paradoks? Mamy nadzieję że teraz wyjaśnią sobie co trzeba i może nawet Caroline pozna Hope?? I chyba zacznę shipować Luciena i Freyę... Czy to źle? W każdym razie, rozdział cudny 👌
OdpowiedzUsuńAle świetny rozdział! Kurde uwielbiam tę dwójkę, ich sceny są cudowne! Szczególnie spodobało mi się zdanie wypowiedziane przez Caroline: "Cieszmy się chwilą, zanim jutro zdążę cię ponownie znienawidzić" <- Ma w sobie to coś, chyba idealnie odwzorowuje relacje łączące Caroline i Klausa.
OdpowiedzUsuńNo i ciekawe, czy faktycznie jutro go znienawidzi, czy jednak sobie odpuści :D
Jeszcze dziś albo jutro nadrobię kolejny rozdział. Buziaki :*