Proszę o przeczytanie notki pod rozdziałem!
A o to poznajcie Chloe Grace Moretz w roli Hope Mikaelson
Ostrzegam scena +16!
Oczami Caroline:
Nie wiem jak, nie wiem skąd, ale nagle znalazłam się z Klausem w jego gabinecie.Oczami Caroline:
O cholera, co my robimy?! Przecież jeszcze tego samego dnia nie chciałam z nim rozmawiać, a co dopiero wyczyniać to co aktualnie wyczyniałam.
Niby co mielibyśmy robić w jego gabinecie? - No więc, Klausowi zachciało się zbytkować i do cholery czemu ja nie protestuję?!
A wyglądało to mniej więcej tak, że Pierwotny zaczął błądzić swoimi ustami po moim dekolcie, a ja jedną ręką szarpałam lekko za jego rozczochrane włosy.
Zamiast poprzestać już na tych pieszczotach jeszcze bardziej je pogłębiałam. Niemal wskoczyłam na niego, a Klaus złapał mnie za uda, co jeszcze bardziej mi się spodobało. Dzięki takiej pozycji, miałam lepszy dostęp do jego ust od których się wręcz nie odrywałam.
W tym momencie Hybryda przeszła samego siebie. Wyraźnie znudzony dotychczasowymi pieszczotami, chciał więcej.
Trzymając mnie jedną ręką w objęciach, drugą zrzucił wszystko z biurka. Nawet nie zdążyłam zobaczyć co na nim się znajdowało. Jednak wiem co będzie się znajdowało teraz.
Klaus uniósł mnie znów i usadowił na pustym już meblu. Następnie zaczął zdejmować moją bluzkę, podczas gdy ja zajęłam się jego paskiem od spodni.
Wiem, że jutro będę tego żałować, ale teraz jestem tak nagrzana i pijana, że już nie mogłabym się mu oprzeć.
Gdy zdążyłam zdjąć swoje spodnie, zajęłam się Klausem, błądząc rękami po jego wyrzeźbionych mięśniach, podczas gdy on, wpatrywał się z podnieceniem w moje prawie nagie ciało.
- Jesteś taka piękna. - powiedział z pasją dotykając dłońmi mojej twarzy, piersi, talii, ud, podczas gdy ja rozkoszowałam się jego dotykiem.
- Obiecuję ci, że będzie to twój najlepszy seks. - szepnął uwodzicielsko i nachylił się nad moją twarzą. - Zresztą mój pewnie też. - w jego oczach można było ujrzeć uwielbienie moją osobą, dzięki czemu zrobiłam się jeszcze bardziej szczęśliwsza.
- Nie wierzę. W końcu jesteś Pierwotną Hybrydą, więc miałeś pewnie dużo dziewczyn? - nie wiem czemu, ale musiałam to wiedzieć, właśnie w tym momencie.
- Owszem, ale żadna nie znaczyła dla mnie tak wiele. - gdyby moje serce jeszcze biło, zapewne wyskoczyłoby. Te słowa, uświadomiły mi naprawdę wiele. Teraz wiedziałam, że chcę być z nim już na zawsze.
W tym momencie to ja podjęłam inicjatywę i złączyłam nasze usta, które walczyły o dominacje w tym szalonym tańcu.
Następnie oderwaliśmy się od siebie dysząc niemiłosiernie. Gdy już w miarę uspokoiliśmy swoje oddechy, Klaus zjechał twarzą na mój brzuch, składając wokół niego pojedyncze pocałunki. Zagryzłam wargę czując, że zbliża się niżej, do mojego intymnego miejsca. Klaus zaczął delikatnie zsuwać moje majtki zębami, gdy nagle otworzyłam szeroko oczy.
No ładnie, czyli to jednak był sen. Jest to zbyt piękne, żeby było prawdziwe. Jaką muszą być idiotką, żeby jeszcze śnić o takich rzeczach. Miałam go znienawidzić, a tym czasem mam zboczone sny z nim w roli głównej. Jednak naprawdę dałabym wiarę, że było to całkowicie realne. Zwłaszcza gdy się całowaliśmy. Nie będę udawała, że właśnie przed chwilą złapałam się na tym, że żałowałam, że ten sen dobiegł końca.
Żeby nie myśleć już o tym, chciałam się podnieść i iść do swojej kuchni po świężą krew, co miałam zwyczaj robić zawsze kiedy się budziłam, ale tu znowu spotkała mnie niespodzianka. Byłam w domu Klausa. Czemu mnie to nie dziwi?
Upiłam się wczoraj, a on pewnie zawiózł mnie do swojego domu. Specjalnie to wykorzystał, drań jeden. Chociaż z drugiej strony, byłam mu wdzięczna, bo co jak co, ale nie znam tu prawie nikogo, więc dobrze, że to on okazał się moim wybawcą.
- Kim jesteś? - nagle z moich rozmyślań wyrwał mnie dziecięcy głos, przez co jeszcze bardziej moje źrenice się rozszerzyły. Pewnie znowu to sen.
- Cześć, jestem Caroline Forbes i sama nie wiem kim jesteś, ale za chwilę się obudzę, więc mnie to nie obchodzi. - odrzekłam złośliwie, denerwując się, że rozum aż tak płata mi figle.
- Ja jestem Hope Mikaelson i czekałam aż się obudzisz. To nie jest sen. - powiedziała dziewczynka, nie co smutniejąc, zapewne na moje wredne zachowanie. Powinnam ugryźć się w język zanim coś powiem.
- Przepraszam. Miło mi cię poznać. Nie spodziewałam się, że tak szybko cię spotkam. - zmieniłam diametralnie nastawienie i ton głosu na znacznie milszy. Dziewczynka nic nie odpowiedziała tylko spojrzała się na mnie podejrzliwie.
Gdy bardziej się rozbudziłam mogłam dokładnie zlustrować córkę Klausa. Była naprawdę piękna. Widać, że odziedziczyła geny po rodzicach. Przypominając sobie kto jest jej matką i ojcem, nie co się zniesmaczyłam.
Ogólnie lubię dzieci i wiadomo, że nie winię jej o to, że pojawiła się na tym świecie i pokrzyżowała mi plany, broń boże. Jeśli chodzi o jej rodziców, to już inna, cięższa sprawa.
Mam nadzieję, że w jakiś sposób się z nią dogadam, bo co jak co, ale zgaduję, że może mieć wybuchowy i silny charakter po matce i ojcu.
Powracając do jej wyglądu. Ma niebieskie oczy, wręcz identyczne jak Klaus. Długie blond włosy i rysy twarzy, podobne do rysów twarzy Hayley. Wyglądała słodko i miała na około 7 lat.
- Chyba wiem kim jesteś. - stwierdziła, przestając patrzeć na mnie podejrzliwie i oparła swoje ręce na łóżku, nie co się rozluźniając czym ułatwiła mi sprawę.
- Jesteś Caroline tą o której mówił mój tata. - nie powiem, że nie poruszyły mnie dwie rzeczy. Mianowicie to, że zwracała się do Klausa 'tata'. Oczywiście, nie ma w tym nic dziwnego, ale sama myśl, że ma córkę jest naprawdę zaskakująca.
A po drugie, jakim cudem on mówił jej o mnie?! Po tych wrażenia nie byłam w stanie wykrztusić ani słowa.
- Naprawdę? A co właściwie mówił? - spytałam podejrzliwie, wiedząc, że dzieciaki lubią mieć wybujałą wyobraźnie.
- Że spotkał cię w Mystic Falls i przyjechał tam specjalnie dla Ciebie. Kiedyś, jak byłam jeszcze mniejsza, pokazywał mi twoje zdjęcie i gdy zapytałam kim jesteś, tata powiedział, że rodziną.
O mój boże, jeśli ona to zmyśliła to naprawdę jestem w stanie jej uwierzyć, ale nie wygląda jakby kłamała. Ta dziewczynka, sprawiała, że nie potrafiłam otworzyć buzi.
- To miłe z jego strony. - przyznałam i rozmarzyłam się na chwilę. - Ja niestety nic o tobie nie wiem. - postanowiłam przejąć pałeczkę i zmienić temat. - Więc może powiesz ile masz lat? - zachęciłam, uśmiechając się do niej ciepło.
- Jestem Hope i mam 7 lat i chodzę już do pierwszej klasy. - oznajmiła, będąc dumna z siebie.
- To chyba dobrze?
- Tak. Lubię chodzić do szkoły, bo mam tam dużo koleżanek i wczoraj pani pochwaliła mnie, że rysuję najlepiej z klasy. - no pięknie, jeszcze rysowanie odziedziczyła po Klausie.
- To super. Musisz mnie kiedyś sama nauczyć, co ty na to? - powiedziałam wesoło, co Hope od razu się udzieliło.
- Zapomniałam wspomnieć, że masz bardzo ładne imię. Takie oryginalne. - podsumowałam.
- To prawda. Nikt w mojej szkole nie ma takiego imienia.
- Hope, wszędzie cię szukałem. - nagle ni stąd ni zowąd pojawił się podenerwowany Klaus.
Nie mogłam przyznać tego przed nikim, ale przed sobą owszem. A więc jestem ciekawa jakie relacje ma z córką, bo w tej roli, jeszcze nie miałam okazji go zobaczyć.
Miałam jakąś nagłą potrzebę, aby poznać go jeszcze bardziej, bo z tego co widzę ma on całkowicie inne życie niż w Mystic Falls.
- Pewnie obudziłaś Caroline. - zwrócił się do córki, karcąc ją przy tym. Chciałam ją wybronić, ale Mikaelson mnie wyprzedził. - Wybacz, ale przed nią nic się nie ukryje. - powiedział i uśmiechnął się do niej troskliwie, co było miłym obrazkiem jak dla osoby patrzącej na ojca i córkę.
- Nic się nie stało. Ona tylko grzecznie czekała aż się obudzę. - wyjaśniłam, na co dziewczynka kiwnęła głową w geście potwierdzenia.
- No tak, w końcu bardzo chciała cię poznać. - czułam się dziwnie wiedząc, że ona znam mnie lepiej niż ja ją.
Jednak mojej uwadze nie umknęła jedna rzecz. Klaus, mimo, że teraz spojrzał na mnie i uśmiechnął się ciepło to w jego oczach było coś niepokojącego. Tak, jakby wszystko co robi było dobrą miną do złej gry.
- Oj tak, dowiedziałam się kilku niezbędnych rzeczy o samej sobie. - spojrzałam na Hope i uśmiechnęłam się, aby nie miała się o co martwić.
Nagle naszą sielankę przerwał dzwonek do drzwi, którego najmniej się spodziewałam.
- Pójdę otworzyć. - zwrócił się do nas i po chwili już go nie było.
- Mogę się do ciebie zwracać Caroline? - spytała niepewnie, gdy już zostałyśmy same.
- Oczywiście. Jednak wydaję mi się, że chcesz mi coś jeszcze powiedzieć?
- Może to dziwne, ale czy ty też jesteś czarownicą, wampirem a może wilkołakiem? - ta dziewczynka chyba nie zdawała sobie sprawy jak bardzo mnie zadziwiała. Słysząc tak bardzo znajomy mi temat, moje policzki poczerwieniały, a oczy rozszerzyły się.
- Skąd o tym wiesz? - spytałam zaniepokojona.
- Bo sama jestem...- zaczęła tłumaczyć, gdy do pokoju ponownie wszedł Klaus.
- Chodź, bo spóźnisz się do szkoły. Dzisiaj odwiezie cię ciocia Cami, dobrze? - uklęknął przed nią, aby upewnić się czy córka nie jest o to na niego zła. Pewnie rzadko odwoził ją do szkoły, ale co się dziwić, skoro na każdym kroku miał coś do roboty.
- Dobrze. - odrzekła smutno, przypominając swoją minką, kota w butach, który był w 'Shreku'. Byłam pewna, że właśnie z tej bajki nauczyła się takich sztuczek.
- Wiesz, że nie cierpię tej miny. - odrzekł, wzdychając ciężko, a dziewczynka nadal się nie poddawała, gestykulując coraz bardziej.
- Okej, przyjadę po ciebie. - przewrócił oczami, na co Hope zaczęła wiwatować. - A teraz marsz do szkoły. - ponaglił ją i młoda Mikaelsonówna już miała biec do wyjścia, gdy nagle przypomniała sobie o moim istnieniu.
- Miło było cię poznać, Caroline. Porysujemy dzisiaj razem? - podbiegła do mnie i przytuliła, na co szczerze się uśmiechnęłam. Zawsze to jakaś miła odmiana po przykrych doświadczeniach.
- Pewnie. Tylko pamiętaj, najpierw musisz mnie tego nauczyć. - w zabawny sposób wskazałam na nią palcem, aby przypomnieć jej, że moje pracy, które dotychczas robiłam w szkole były okropne.
- Dobrze. Już nie mogę się doczekać. Pa. - powiedziała żywo i pomachała mi zanim wyszła.
Niemal zapomniałam co chciała powiedzieć mi wcześniej, gdy zdążył nam przerwać Klaus.
Aktualnie znajdowałam się sama z Mikaelsonem i nagle jakby temperatura w tym pokoju zaczęła narastać. Mało tego, przypomniałam sen z którego nie dawno się zbudziłam.
Zdawało mi się przez chwilę, że gdy rozmawiałam z Hope przyglądał nam się i był całkiem zadowolony, ale teraz było widać, że coś go trapi. Miałam go o to spytać i nim otworzyłam buzię, jakiś damski głos zaczął go nawoływać.
- Zaraz wracam. - powiedział czymś widocznie zażenowany i szybko się ulotnił.
Byłam ciekawa co to za kobieta jest uznawana przez Hope, mianem 'cioci', dlatego nie zostając długo sama, zeszłam na dół.
Rozejrzałam się niepewnie i ujrzałam w drzwiach bardzo ładną blondynkę. Na oko mogłam stwierdzić, że była trochę niższa ode mnie i starsza o jakieś pięć lat. Obok niej stał Klaus i rozmawiał o czymś zacięcie. Byli tak sobą zajęci, że nawet nie zauważyli mojej obecności.
- O, Caroline. - mówił to tak jakbym ich na czymś przyłapała, podpowiadała moja ciemna strona. - Poznaj Camille. - zlustrowałyśmy się zabójczym wzrokiem, a ja już wiedziałam, że się nie polubimy.
- Caroline jest...- wiem do czego zmierzał Pierwotny, ale nie wiedział jak w końcu nazwać relacje w której jesteśmy. I szczerze? Ja też nie.
- Jestem dobrą znajomą Klausa. - dokończyłam za niego i podałam dłoń nowo poznanej dziewczynie.
- Dobrze wiedzieć, że Klaus ma więcej znajomych prócz mnie i Luciena. - stwierdziła i uśmiechnęła się szeroko do mężczyzny, któremu również było do śmiechu.
- Już jestem gotowa. - krzyknęła wesoło Hope i popędziła w stronę wyjścia. - Możemy jechać. - zwróciła się do Cami, a kobieta pogładziła ją delikatnie po włosach.
- No dobrze. A i Klaus, musimy dokończyć rozmowę. - spojrzała ostatni raz w jego stronę, po czym skierowała swój wzrok na mnie. - Miło cię było poznać. - po czym wyszła i już po chwili można było słyszeć dźwięk odjeżdżającego auta.
- Więc to właśnie była twoja przyjaciółka? - spytałam rozdrażniona.
- Czyżbyś była zazdrosna? - spytał, żeby jeszcze bardziej mnie rozdrażnić.
- Zwariowałeś? Przecież nawet nie jesteśmy razem. - wiem, że mogło go to zaboleć, ale jakoś nie potrafiłam mu nie dociąć po tym jak mnie oszukał.
- Caroline nie zaczynaj. Chciałem wyjaśnić ci jaka jest prawda, ale ty mi to umożliwiłaś. - zaczął się tłumaczyć.
- Ale teraz już wiem jak jest i pozwól, że już sobie pójdę. - nim zdążyłam wyjść, Klaus zaczął mówić.
- Poczekaj...muszę ci coś ważnego powiedzieć. - spoważniał, a ja jak na zawołanie, odwróciłam się w jego kierunku.
- Hayley jest w śpiączce.
- Co? Czemu mi dopiero teraz o tym mówisz? - Klaus nigdy nie żartował z takich rzecz, więc wiem, że mówi prawdę.
- Nie chciałem, aby Hope się dowiedziała. - odparł zrezygnowany.
Nagle poczułam chęć bycia przy Hayley, mimo, że byłyśmy pokłócone. Nigdy nie wybaczyłabym sobie jakby się jej coś stało. Żadna przyjaźń nie jest idealna i zdarzają się kłótnie, ale gdy coś dzieję się jednej, druga wskoczyła by za nią w ogień, nie patrząc na konsekwencje. Właśnie takim przyjaciółkami byłyśmy i nadal pozostaniemy.
- Gdzie ona jest?
- W swoim domu. Mieszka pięć minut stąd. - wtem oby dwoje zerwaliśmy się z miejsca i pojechaliśmy do zamierzonego miejsca.
Następnie wybiegłam szybko z auta i w wampirzym tempie znalazłam się przy drzwiach posiadłości. Gdybym mogła od razu bym tam weszła, ale przy byciu wampirem było to niemożliwe. Dlatego też, zapukałam kilkakrotnie i czekałam z Klausem aż ktoś otworzy.
W drzwiach pojawił wysoki mężczyzna, w czarnych, do ramion włosach i czarną brodą.
- Wejdźcie. - domyślam się, że jest to mąż Hayley - Jackson, o którym wielokrotnie opowiadała w mailach. - Ty na pewno jesteś Caroline?
- Tak, a ty Jackson, mąż Hayley? - na samo wymówienie jej imienia, czułam, że się rozpadam w środku.
- Co z nią? - spytał Pierwotny, włączając się do dyskusji.
- Nadal nie daję znaku życia, ale ważne, że żyje. - powiedział z nadzieją w głosie.
- Zaprowadź nas do niej. - zaleciłam, na co nie czekając dłużej zostałam poprowadzona do jej pokoju.
Na środku znajdowało się wielkie łóżku, na którym leżała moja nieprzytomna przyjaciółka. Spała spokojnie, nie ruszając się ani o trochę, prócz jej klatki piersiowej, która lekko się unosiła. Jej włosy opadały swobodnie po oby dwóch stronach poduszek. Jackson widocznie wcześniej się nią zaopiekował, przykrywając starannie kocem.
Przez chwilę nasza trójka patrzyła tylko na nią i nie ruszyła się o milimetr, lecz gdy zdążyliśmy się już oswoić z jej widokiem podeszłam i usiadłam tuż obok niej. Chwyciłam za jej bezwładną rękę i ścisnęłam ją lekko. Widząc ją w takim stanie, w moich oczach pojawiły się łzy. Aby ich uniknąć, zamierzałam zadać kilka pytań, które są bardzo istotne w całej sprawy.
- Jak to się stało? - odwróciłam się w stronę Jacksona i spojrzałam na niego, chcąc dowiedzieć się jak najwięcej.
- Dość prosto. - przejechał odruchowo dłońmi po włosach, zapewne przypominając sobie co zaszło wczorajszego wieczoru. - Czekała na mnie w aucie, a gdy wróciłem po pięciu minutach, leżała rozłożona na masce samochodu, a na szybie było napisane krwią 'To dopiero początek'. Na początku myślałem, że nie żyję, ale odetchnąłem gdy wyczułem puls. Jednak co z tego, gdy do tej pory się nie budzi. Nie wiadomo co jej zrobili i przez to robię się jeszcze bardziej bezradny. - wyjaśnił widocznie już wściekły, spoglądając co chwilę na swoją żonę.
- Cóż...trzeba przyznać, że ten ktoś nie był zbyt oryginalny w działaniach. - odezwał się Klaus, zdezorientowując naszą dwójkę. - Dziwne, że od razu jej nie zabił. Musieli mieć jakiś powód, że postanowili ją utrzymać w śpiączce. - zaczął analizować, co zdawało się mieć sens.
- Jak myślisz kto to może być? - spytał Jackson, zwracając się do Hybrydy.
- Podejrzewam, a raczej jestem pewny...- przerwał na chwilę, a ja miałam wrażenie, że jemu podoba się to co teraz się dzieje. - że to Tristian, ewentualnie ktoś z jego sługusów. Jak wiemy, chociaż ty nie wiesz Caroline. - spojrzał na mnie, a ja wysłałam mu mordercze spojrzenie, na co się uśmiechnął. - grasuje tutaj trochę moich wrogów, więc możliwe, że to któryś z nich.
- Przecież teraz przez twoich wrogów, cierpi Hayley! - warknął Jackson.
- Posłuchaj mnie...nikt nie kazał jej wtrącać nosa w nie swoje sprawy. Miała siedzieć z dzieckiem w domu, gdy poszedłem na bal, ale ona również chciała dołączyć. Prawda jest taka, że twoja żona lubi żyć wśród takich osób jak my. Lubi czuć tą adrenalinę i niezależność, czego nie ma w tobie i musisz do tego przywyknąć. - podszedł do niego i zaczął mówić tym swoim przeszywającym dreszcze akcentem. Myślałam, że teraz się pobiją, ale chyba oby dwoje uznali, że nie ma to najmniejszego sensu.
- Lepiej myślcie jak uratować z tego Hayley, zamiast kłócić się o to co lubi a czego nie. - zganiłam ich i poczułam się jak matka karcąca swoje dzieci.
- Tylko zaraz...a na tym balu nic nie stało się niepokojącego? - spytał wilkołak, uświadamiając sobie, że wreszcie możemy do czegoś dojść.
- Za długo mnie tam nie było, bo pojawiłaś się ty i...- jak na zawołanie przypomniałam sobie nasze pierwsze spotkanie w Nowym Orleanie i o pocałunkach i o wszystkim innym.
- Dosyć! Mów do rzeczy. - przewróciłam oczami, a Klaus wpatrywał się we mnie z rozbawieniem.
Czemu musi podejmować takie tematy właśnie w takich chwilach? Było mi wstyd przy Jacksonie.
- Właściwie Hayley poszła tam z Elijah. - wtem spojrzałam na jej męża, aby dowiedzieć się jak na to zareaguję. Możliwe, że Marshall zataiła to przed nim w sekrecie.
- Widziałem jak tańczy z Tristianem, który był nią wyraźnie zainteresowany i to tyle, ponieważ później miałem ważniejsze sprawy do załatwienia. - spojrzał na mnie, a ja już wiedziałam co chodzi mu po głowie.
- Na pewno nie poprzestaną na Hayley. - pokiwał przecząco Klaus. - Hope też dopóki nie będzie przy mnie jest w niebezpieczeństwie, muszę po nią jechać. - w tym momencie doszło do każdego z nas, że przecież córka Pierwotnego jest tak naprawdę zdana tylko na siebie.
- Muszę jeszcze jechać do Luciena i Elijaha. - westchnął, zdając sobie sprawę jak dużo ma na głowie.
- Ja pojadę po Hope. - zadeklarowałam i już wychodziłam z domu, gdy nagle zatrzymał mnie Klaus.
- Nie chcę żeby coś wam się stało. - powiedział, a w jego oczach było widać troskę. - Nie musisz tego robić. - dzieliło nas parę centymetrów od pocałunku, ale nie mogliśmy zrobić tego w takiej chwili, choć bardzo tego chciałam. Moje nerwy na niego tak jakby wyparowały.
- Nic się nie stanie. Przyjedziemy całe i zdrowe, obiecuję. - oczywiście nie miałam gwarancji, ale chciałam jakoś dać mu otuchy.
- Weź moje auto. - widać było, że nie jest przekonany co do mojego pomysłu, ale w końcu dał mi swoje kluczyki.
Popędziłam do szkoły Hope, mając przeczucie, że może stać się coś złego. Jednak odpędziłam od siebie te myśli, zastępując je innymi.
__________________________
Bohater anonimowy:
Od rana śledziłem dom Hayley. Było pewne, że pierwszy zjawi się tam Klaus a razem z nim pojawiła się blond włosa piękność, którą zdążyłem dobrze poznać. Do przewidzenia było, że długo nie zagości w Mystic Falls. Za bardzo ciągnęło ją do Pierwotnej Hybrydy.Dobrze ją znałem, dlatego też wiedziałem jak ją zranić, zaczynając właśnie od jej przyjaciółki.
Jednak to dopiero początek. Nie długo wszyscy poczują moją zemstę i to nie Klausa Mikaelsona będą się bali, tylko mnie.
Pomału wkraczam w życie Caroline i nawet nie zdaję sobie sprawy, jaką niespodziankę dla niej szykuję.
Kroczę wśród nich jak niezauważony cień, co utwierdziło mnie w momencie, gdy dotąd wspaniałomyślni Pierwotni, nie zauważyli mojej obecności w ich, jakże burzliwym życiu.
Po jakimś czasie ślęczenia w samochodzie, uznałem, że warto jest tyle czekać, ponieważ po jakiś paru minutach z domu wybiegła Caroline, która odjechała autem Klausa. Więc już zaczęło się coś dziać.
Na szczęście, przewidziałem to i mało tego, nawet wiem gdzie się wybrała. Postanowiłem zatelefonować do mężczyzny, który nienawidzi tak samo Mikelsonów co ja.
- Wyślij dwóch swoich podwładnych do szkoły gdzie chodzi córka Klausa.
- Chcesz ją porwać? - spytał głos po drugiej stronie słuchawki.
- Caroline pojechała po nią, więc to zależy od tego jak sprawy się potoczą. A na porwania jeszcze przyjdzie czas. - odparłem i rozłączyłem się, jednocześnie opierając się o siedzenie auta i śmiejąc złowieszczo, na to co ma nadejść.
Oczami Klausa:
Pojechałem wraz z Elijahą do osoby, która może wiedzieć gdzie znajduję się Tristian. W innym wypadku mój brat, który się ode mnie odwrócił, nawet nie kiwnąłby palcem na moje problemy, ale jeśli w tych problemach w głównej mierzę chodzi o Hayley to co innego.Weszliśmy do baru, w którym pracuje bardzo znany dla nas wampir. Poznałem go jak miał piętnaście lat, zaopiekowałem się, traktowałem jak syna i mogło być tak dalej, gdyby nie to, że on wolał stać się moim wrogiem. Jednak na jego karę jeszcze przyjdzie czas.
- Widzę, że nadal można znaleźć cię w tym słabo rozwijającym się barze. - dogryzłem mu na dzień dobry, a czarnoskóry mężczyzna spojrzał na mnie zawistnie.
- Czego chcesz? - spytał, wymijając moją docinkę.
Stojąc za barem podszedł bliżej nas, a jego dwójka sługusów stała w bezpiecznej odległości i zerkała co chwilę, aby wiedzieć kiedy dokładnie zaatakować.
Marcel chyba mnie nie zna, skoro nie wie, że pokonanie go i jego koleżków to dla mnie bułka z masłem.
- Chcemy dowiedzieć się bardzo prostej rzeczy...- powiedziałem entuzjastycznie, co jego wyprowadziło z równowagi. - Mianowicie, gdzie jest Tristian?
- Że z nim rozmawiam od czasu do czasu, nie oznacza, że od razu wiem gdzie przebywa. - odpowiedział z takim opanowaniem i spokojem, że przez chwile myślałem, że mówi szczerze. Niestety nie ufam mu i nie mam gwarancji.
- Zabawne, Marcellus. - ozwał się Elijah, stojący za mną. - Uważasz się za króla Nowego Orleanu, a tak naprawdę, jesteś posłańcem Tristiana i teraz jeszcze perfidnie zaprzeczasz. - uśmiechnąłem się pod nosem, wiedząc, że mój brat trafił w dziesiątkę podejmując ten temat.
To prawda, Marcel był królem Nowego Orleanu, czego mu zazdrościłem, ponieważ ten tytuł dawno temu należał się mnie i nadal należy. To ja zbudowałem to miasto, a on nie zrobił nic, prócz przekupywania ludzi swoimi tandetnymi imprezami, które odbywały się co weekend w tym barze.
- Po prostu zawarłem z nim umowę, co nie musi od razu oznaczać, że jestem jego posłańcem. - wytłumaczył się, opierając o stół, który stał tuż za nim.
- Powtórzę jeszcze raz...gdzie jest Tristian? Następnym razem już mogę nie być taki miły. - ostrzegłem go.
- Nie boję się ciebie. Znam twoje mocne strony jak i te łagodne, więc nawet nie zawaham się ich użyć. - powiedział to tak beznamiętnie, że już straciłem wiarę, że stary Marcel kiedykolwiek wróci.
- Więc czas umierać. - w wampirzym tempie znalazłem się przy nim i wyjąłem kołek, którego miałem schowanego w wewnętrznej kieszeni kurtki.
Wampir po raz pierwszy dzisiejszego dnia się przestraszył, próbując jakoś odeprzeć atak. Jednak bez skutku, ponieważ byłem od niego sprytniejszy i bardziej doświadczony.
Dwójka jego posłańców, chciała mu pomóc, ale Elijah w porę się z nimi uporał. Przez co tradycyjnie wyrwał im serca, a ich ciała opadły bezwładnie na podłogę razem z wyrwanymi wnętrznościami.
Odwróciłem kołek w stronę Marcela i już byłem bliski wbicia mu go w serce, ale głos znajomej mi osoby, uniemożliwił mi dalsze ruchy.
- Zostaw go. - polecił. - Chciałeś ze mną rozmawiać, a więc jestem. - spojrzeliśmy razem z Elijahą za siebie i ujrzeliśmy w całej okazałości Tristiana, który stał w przejściu i również przyglądał się nam z zaciekawieniem.
Oczami Caroline:
Dzięki GPS znalazłam szkołę Hope i ruszyłam w stronę wejścia, czując, że kłopoty są coraz bliżej.Gdy tylko weszłam, zobaczyłam pełno dzieci na korytarzu, co jeszcze bardziej utrudniało mi znalezienie dziewczynki.
Rozejrzałam się a to w prawą, a to w lewą stronę, ale i tak nigdzie jej nie widziałam, dlatego też postanowiłam iść na przód.
Od razu przypomniały mi się czasy, w których to ja, Bonnie i Elena, chodziłyśmy do podstawówki. Wtedy było wszystkie takie piękne i beztroskie. No i oczywiście nie wiedziałam wtedy o nadprzyrodzonych istotach.
Co innego muszę powiedzieć o życiu siedmioletniej córki Klausa, która już nie długo będzie wdrążona w cały ten świat, a jej życie z kolorowego, stanie się istną katorgą.
Nagle na końcu korytarza rzuciła mi się blond czupryna. Hope rozmawiałz o czymś zacięcie z trzema koleżankami. Nie chciałam jej przerywać, ale niestety sprawy są zbyt poważne, aby zostawić ją tu na pastwę losu.
- Hej, kochanie. - powiedziałam łagodnie i kucnęłam przy niej, przez co zwróciłam na siebie uwagę Hope i jej koleżanek.
- Caroline...super, że jesteś! - odparła wesoło, tuląc się do mnie, co było urocze.
- Nie wiedziałam, że tak szybko się zobaczymy. Ale co ty tu właściwie robisz? - spytała, poważniejąc.
- Twój tata kazał cię odebrać ze szkoły. - odpowiedziałam na jednym tchu, wiedząc, że mamy mało czasu, bo ktoś zaraz się zjawi i zabierze mi ją z przed nosa.
Nie mogłam przecież powiedzieć jej prawdy, bo chyba by mnie wyśmiała.
- Ale ja mam jeszcze dwie lekcje. - odrzekła z wyrzutem dziewczynka.
- Wiem, odrobisz je kiedy indziej. A teraz musimy jechać, ponieważ mamy mało czasu. - było mi jej szkoda, ale nie miałam innego wyjścia.
- Na co mało czasu? - coraz bardziej była dociekliwa, co powoli mnie drażniło.
- A zobaczysz, niespodzianka. - wymyśliłam na poczekaniu.
Usłyszawszy to, córka Klausa, pożegnała się z koleżankami, chwyciła mnie za ręke i była gotowa do wyjścia.
Nagle po drugiej stronie korytarza zobaczyłam dwóch mężczyzn, którzy zawzięcie kogoś szukali. Było jasne, że chodzi o Hope, dlatego, aby nie tracić czasu, wybiegłam ze szkoły, nie będąc do końca pewną czy wyszłyśmy nie zauważone.
- Czemu biegniemy? - ozwała się po chwili dziewczynka.
- Opowiem ci wszystko w drodze. - zdecydowałam i gdy czekałam aż Hope w siądzie, rozejrzałam się na boki, zdenerwowana.
Byłyśmy oddalone już znacznie od szkoły, a ja poczułam ulgę, że nikt za nami nie jedzie.
Jednak w momencie gdy jechałyśmy koło lasu, ni stąd ni zowąd wyjechało czarne auto z przyciemnymi szybami. Byłam przekonana, że to ci sami mężczyźni co w szkole.
Moje przypuszczenia potwierdziły się w momencie, gdy auto, które jechało za nami, wjeżdżało nachalnie w tyły naszego samochodu.
Spojrzałam na tylne siedzenie, gdzie siedziała przestraszona Hope.
- Caroline, co się dzieję?
- Nic wielkiego, kochanie. - chciałam ją uspokoić, ale postanowiłam powiedzieć jej choć część prawdy. W końcu ma prawo wiedzieć.
- Zresztą...posłuchaj mnie teraz uważnie. - powiedziałam zdecydowanym tonem, a dziewczynka natychmiastowo zwróciła na mnie uwagę.
- Usiądź szybko z przodu i zapnij pasy, dobrze? - chcąc wyprzedzić tam te auto, próbowałam jednocześnie przyswoić Hope w jak wielkim zagrożeniu się znajdujemy.
Widząc, że dziewczynka wykonuję moje polecenia i siada po stronie pasażera, zaczęłam mówić dalej.
- Ci mężczyźni, którzy jadą za nami są bardzo źli i dla twojego bezpieczeństwa chciałam cię odebrać, aby ci panowie nic ci nie zrobili, rozumiesz? - mówiłam zwięźle i wyraźnie, aby córka Klausa, odciągnęła swoje przerażone myśli na bok.
- Boję się. - powiedziała, bliska płaczu.
- Obiecuję, że nic ci się nie stanie i wyjdziemy stąd cało. Musisz mi tylko zaufać, dobrze? - spojrzałam ponownie na nią i wolną ręką, złączyłam nasze dłonie, aby dać jej otuchy.
Dziewczynka kiwnęła tylko głową, ciągle odwracając się w tył. Nagle pisnęła, gdy samochód znowu w nas uderzył.
- Teraz będę jechała bardzo szybko, więc trzymaj się. - powiedziawszy to, nie spodziewanie i z piskiem opon, skręciłam w prawą stronę.
Nie znałam zbyt dobrze okolicy, zważywszy na to, że Nowy Orlean był bardzo dużo, ale akurat na tych drogach się znałam, więc póki co mogłabym uciekać przed nimi sukcesywnie.
Czarne auto skręciło za nami, odstając już bardziej w tyle.
Jadąc polną drogą, wyjechałam w końcu na ulicę pełną aut, gdzie łatwo mogłam ich zgubić. Czując, że mają nas na ogonie, próbowałam jakoś wyminąć ciężarówkę, która zbliżała się w naszym kierunku z lewej strony.
Jechałam na pewną śmierć, wiedząc, że być może będę miała na sumieniu życie Hope, lecz wszystko poszło po mojej myśli. W ostatniej chwili zdążyłyśmy uniknąć śmierci, wjeżdżając na drugi pas autostrady.
Mężczyźni, którzy nas ścigali już nie mieli tyle szczęścia, ponieważ wjechali prosto w ciężarówkę, powodując wypadek. Nie oglądając się na boki z wielką ulgą, odjechałam, kierując się prosto do domu Klausa.
Aby Hope troszkę się uspokoiła zaczęłam głaskać ją po włosach, czując jednocześnie, że dziewczynka cała trzęsie się ze strachu.
Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że w tym wszystkim co było uknute, nie chodziło o porwanie Hope ani o zniszczenie życia Mikelsonom, tylko o MNIE.
TO JA BYŁAM GŁÓWNĄ PRZYNĘTĄ.
_____________________________________
Witajcie moi mili! :* Zacznę od tego, że rozdział kompletnie mi się nie podoba. Myślałam, że w czasie przerwy świątecznej dostanę większej wenę, jednak nic takiego się nie stało. Dlatego to Wam powierzam komentowanie rozdziału, bo tym razem czuję, że zawaliłam :( Jak myślicie kto jest tym anonimowym bohaterem?
Lexi, chciałaś żebym poszła na całość, więc masz małą scenę +16
Szymon, prosiłeś o więcej akcji, więc mam nadzieję, że spełniłam choć trochę twoje oczekiwania.
Biorąc pod uwagę, że kończy się rok 2015, wzięło mnie na lekkie podsumowanie :) Chciałam Wam podziękować za tak dużą ilość pozytywnych i motywujących komentarzy, 34 obserwatorów oraz 17 tys. wyświetleń. Nic taki nie cieszy człowieka, jak to że jego praca jednak nie poszła na marne.
Wesołych świąt i szczęśliwego Nowego Roku, kochani!
Ja tu czytam, czytam, taka happy jestem, a tu bum i szybko mi przechodzi. Kobieto no tak się nie robi, zwłaszcza jeśli chodzi o Klausa i Care.
OdpowiedzUsuńOgółem rozdział fantastyczny, duużo się dzieje. Chloe jako Hope, dobry wybór :D
Uhuhu to się porobiło.. ciekawe jak Klaus zareaguje na to wszystko. Bo musi jakoś zareagować halo no jego laskę ktoś chce poturbować!
Czekam na nn! <3
L x
Kurcze mega się czyta, bardzo wciągnął mnie ten fragment jak coś między nimi zaszło :D Masz talent! Wesołych Świąt! Obserwujemy?
OdpowiedzUsuńKomentarz u mnie = Komentarz u Ciebie!
http://bieganiejestspoko.blogspot.com/
Kurczę że też początek musiał okazać się snem! Hope jest urocza i bardzo szybko nawiązały z Caroline więź - nic dziwnego gdy ścigają cię jacyś niebezpieczni ludzie. Co do anonimowej postaci - stawiam na kogoś kto chce zemsty na Caroline i Klausie. Może Tyler? Pytania, pytania i jeszcze raz pytania... W każdym razie rozdział jest bardzo dobry i z niecierpliwością czekam na następny.
OdpowiedzUsuńBuziaki 😘
Więcej Klausa i Car! Błagam! Rozdział... Przepraszam za wyrażenia... ale to jest zajebiste!!!! Doskonałość rozjebało. Pozdrawiam cieplutko, czkam na next i życzę Szczęśliwego Nowego Roku, bo na "Wesołych Świąt" już chyba troszeczkę za późno :)
OdpowiedzUsuńDAWAJ NEXTA, DZIEWCZYNO 😈😍😍😘
Super, zrobiłaś akcję ale też miłostki, więc chyba zadowoliłaś wszystkich. Mam rozumieç, że nie będzie Aurory? Szkoda. Anonimowy obserwator to pewnie ojciec Care, bo Klaus go przecież nie zabił, tylko skręcił mu kark i zostawił go tam, a w filmach zawsze jak nie widzimy czyjejś śmierci to ta osoba żyje.
OdpowiedzUsuńA właśnie, że Aurora będzie :) Tylko w sezonie 3B, a może już nie długo? :D Kto to wie prócz mnie xD
UsuńA sezon 3b zaczyna się od 3x07 nie? Bo mają po 12 rozdziałów.
UsuńNo właśnie w tym przypadku robie inaczej ponieważ rozdziałów w tym sezonie będzie 24 także na 12 rozdziale bd się kończył sezon 3b. Jesteś strasznie dociekliwy ale to i lepiej xd
UsuńJest świetnie jak zawsze też czekam na Aurore :d moze troche namieszać i dobrze :d anonimowy obserwator nie mam pojecia kto to ;d czekam na kolejny jestes najlepsza weny życze pozdrawiam
OdpowiedzUsuńLusia66
Boski! ❤ Care i Hope fajnie, że się razem dogadują :-) biedna Hope i Hayley :-( Rozdział wszedł jak zawsze :-) więcej Klaroline ❤ Może tym anononimem jest Tyler?
OdpowiedzUsuńEh... 9 komentarz. Ty nie czujesz tego rozdziału? Chyba sobie zartujesz? Jest świetny. No i Hope ♥ Pisz jak najszybszej. Chcę poznać Anonima .
OdpowiedzUsuńCzy zgadłem i anonimem jest Steven?
OdpowiedzUsuńTego się niestety jeszcze nie dowiesz :D
UsuńNiedawno znalazłam twojego bloga, czytałam juz sporo opowiadań z Klaroline, ale twoje jest naprawdę niesamowite. Życzę ci weny, choć chyba ci jej wcale nid brakuje xD. Z niecierpliwością czekam na kolejny rozdział.
OdpowiedzUsuńMia88